Hunter Stockton Thompson miał niewątpliwie duży wpływ na rozwój kariery aktorskiej Johnny'ego Deppa. Ten amerykański pisarz i dziennikarz, utrzymujący swą twórczość w tzw. stylu gonzo, czyli relacji bardzo subiektywnych, pomieszanych jednocześnie z fikcją i autentycznymi wydarzeniami i odczuciami autora, napisał powieść Lęk i odraza w Las Vegas, na podstawie której reżyser Terry Gilliam nakręcił film Las Vegas Parano z Johnnym Deppem i Benicio del Toro w rolach głównych. Początkowo reżyserem miał być Alex Cox, zrezygnował jednak z posady w wyniku konfliktu z samym Thompsonem, dziś nazwalibyśmy to niezgodnością charakterów. Ostatecznie za kamerą stanął Gilliam, a efekt jego pracy można było w 1998 roku oglądać na ekranach kin.
Fabuła opierająca się o wspomnianą już książkę Thompsona dotyczy jego podróży z zaprzyjaźnionym rzecznikiem praw obywatelskich, Oscarem Zetą Acostą, do Las Vegas, podróży do serca 'amerykańskiego snu', na wyścig motocyklowy Mint 400. Obaj panowie zarówno w książce, jak i w filmie występują pod pseudonimami. I tak dziennikarz stał się Raoul Dukem (Depp), a rzecznik - drem Gonzo (del Toro). Obaj są też zaprzysięgłymi zwolennikami, fanami i, rzecz jasna, użytkownikami narkotyków wszelkiego rodzaju: od eteru począwszy poprzez kokainę, amfetaminę, heroinę, LSD, na ludzkiej krwi skończywszy.
Cały film utrzymany jest więc w stylu narkotycznego snu, wypełnionego majakami, halucynacjami i przerażającymi snami. Po piętnastu minutach seansu, przestał dziwić umieszczony w rogu ekranie znaczek informujący, że jest to film tylko i wyłącznie dla dorosłych. Z zaznaczeniem, że dla dorosłych o mocnych żołądkach, ponieważ częstą reakcją ponarkotykową są wymioty, których i w książce, i w filmie nie brakuje. Trudno orzec, co - oprócz przedstawienia sposobu życia i spędzania czasu przez dziennikarzy pewnego okresu historii w USA - chciał pokazać widzom Gilliam. Nie sposób zgodzić się ze stwierdzeniami biografa Deppa, Denisa Meikle, że gdyby Gilliam zrobił ten film dwadzieścia lat wcześniej, w czasach hippisów i dzieci-kwiatów, okrzyknięty zostałby guru tamtejszej kultury, sami zaś aktorzy zyskaliby poczesne miejsce nie tylko w historii kinematografii.
Depp gra tu ciekawie, choć nie w pełni swoich aktorskich możliwości. Cały film zastanawiałam się, czy łysina na czubku głowy była prawdziwa i czy choć przez jeden moment kręcenia Las Vegas Parano był pod wpływem narkotyków. Wyraziste oczy skryte za kolorowymi okularami i zasłonięte kapeluszami zastąpione zostały ekspresją sylwetki i sposobu poruszania się. A mimo to, jego gra rozmywa się wśród kolorowych, narkotycznych obrazów oraz pustynnych piasków stanu Nevada. Benicio del Toro już zawsze kojarzyć się będzie z okrutnym, bo naćpanym grubasem wyżywającym się bez powodu na pokojówce czy kelnerce w barze. Do panów w połowie filmu dołącza Christina Ricci, ale jej rola jest tak marginalna, że jedyne co można zapamiętać, to sposób, w jaki została przez obu bohaterów potraktowana.
Po latach obcowania z ćpunami człowiek uczy się jednego: możesz stanąć plecami do faceta, ale nigdy do przyćpanego. Szczególnie, gdy macha ci przed oczami myśliwskim nożem.
Raoul Duke, Las Vegas Parano.
P.S. Pozostając w towarzystwie Huntera Thompsona, następnym filmem będzie ... Dziennik zakrapiany rumem ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz