wtorek, 30 kwietnia 2013

Autor widmo

To zdecydowanie jeden z najlepszych filmów z Ewanem McGregorem w roli głównej. Obecność Pierce'a Brosnana, który tą rolą zmył lekki blamaż po Mamma Mia!, dodaje obrazowi walorów artystycznych i estetycznych. Całość stworzona została przez Romana Polańskiego w sposób przywodzący na myśl jego świetne filmy z muzyką Komedy-Trzcińskiego w latach 60-tych, więc rozlegające się po seansach oklaski w kinach na całym świecie z pewnością były zasłużone.


Ewan McGregor wciela się w postać ghostwritera, który pisze autobiografie. Tym razem wydawnictwo zleca mu napisanie pamiętników byłego premiera Wielkiej Brytanii, Adama Langa (w tej roli Pierce Brosnan). Widmo - bo jego imię i nazwisko w filmie nie pada - przenosi się na wyspę, na której aktualnie Lang mieszka wraz z żoną i pracownikami, i z entuzjazmem przystępuje do pracy. Świadomość, że jego poprzednik zginął w niewyjaśnionych okolicznościach raczej nie wpływa na niego pozytywnie, on jednak stara się przede wszystkim skupić na swoim zadaniu. A nie jest to zadanie łatwe. Okazuje się, że były premier więcej ukrywa niż zdradza swemu ghostwriterowi, w dodatku atmosfera w domu na wyspie pogarsza się z każdą chwila, zwłaszcza gdy media wyciągają coraz to nowe fakty o działaniach Langa, gdy był jeszcze premierem. Widmo chce czy nie chce, zostaje wciągnięty w całą tę polityczno-biurokratyczną machinę, aż natrafia na coś, co sprawia, że śmierć poprzedniego pisarza staje w zupełnie innym świetle. Rozpoczyna własne śledztwo, nie wiedząc, że tym samym ściąga na siebie śmiertelne niebezpieczeństwo. Ktoś najwyraźniej próbuje nie dopuścić, by pamiętniki Adama Langa ujrzały światło dzienne. Widmo odkrywa, że w rękopisie, na którym pracuje, ukryta jest tajemnica politycznej przeszłości byłego premiera. Być może, jeśli odkryje zagadkę, uda mu się ocalić życie.

Widmo, podobnie jak i premier, ma wrażenie, że stąpa po kruchym lodzie, lawirując między dwoma silnymi kobietami, których wpływ na Langa ma niebagatelne znaczenie. Pierwszą z nich jest żona Langa, Ruth (Olivia Williams), kobieta odpowiedzialna za ściągnięcie Widma na wyspę, zdecydowana opierać się na pomocy amerykańskiej niż na lojalności brytyjskiego rządu. Wygląda na to, że kocha męża, co nie przeszkodzi jej wszak w uwiedzeniu jego pamiętnikarza. Druga z nich, Amelia Bly (świetna Kim Catrall, znana z roli Samanty w serialu Seks w wielkim mieście), jest asystentką Adama, jest lojalna i potrafi patrzeć w szerszej płaszczyźnie, a co najważniejsze potrafi dokonywać chłodnej oceny.


Więzi i napięcia między tą czwórką, oraz unosząca się w powietrzu niebezpieczna tajemnica, wypełniają cały film tworząc obraz, który chce się oglądać. I który naprawdę warto oglądać. Całości dzieła dopełnia naprawdę świetna muzyka skomponowana przez Alexandra Desplata. Brawo!


Człowiek, który gapił się na kozy

Jeśli miałabym wybrać najbardziej szalone przedsięwzięcie, w jakim wziął udział bohater miesiąca kwietnia, to zaraz po wyprawach motocyklowych, byłby to udział w tym właśnie filmie. Widziałam go kilka razy i za każdym razem nieźle się na nim ubawiłam, jednocześnie nie panując nad odruchem konsternacji na twarzy przypominającym mniej więcej coś takie O_o.


Człowiek, który gapił się na kozy to adaptacja filmowa książki Jona Ronsona pod tym samym tytułem i w dodatku jest ponoć historią opartą na faktach. Co jedynie powiększa poziom konsternacji. Główny bohater, Bob Wilton (Ewan McGregor) to dziennikarz, któremu zdecydowanie przydałby się temat na nowy artykuł. Przypadkiem trafia na Lyna Cassidy'ego (niesamowity George Clooney), który opowiada mu historię, w którą trudno uwierzyć, ale która, gdyby okazała się prawdą, stałaby się sensacją. Bob, nie zastanawiając się długo, wyrusza wraz z Lynem na misję. Jaką? Odnaleźć Billa Django (Jeff Bridges), założyciela Armii Nowej Ziemi, stosującego w armii USA nowatorskie metody szkoleniowe i przygotowującego żołnierzy jednostki paranormalnej. Sam Cassidy znajdował się w takiej jednostce i posiadł zdolności, dzięki którym mógłby samą tylko siłą umysłu zabijać oddziały wroga. Tak przynajmniej twierdzi. Wilton w jakiś tam sposób mu uwierzy, a kiedy rusza z nim na pustynię, nie wie, że jeszcze nieraz pożałuje, że swoje życie złożył w ręce kogoś tak szalonego. Obaj trafią do obozu szkoleniowego prowadzonego przez szalonego i zbuntowanego psychiatrę (Kevin Spacey), a gdy spotkają tam Billa, całą trójkę przygotują dla jednostki rozrywkę, o jakiej nigdy nawet nie marzyli.


Ten film jest tak zakręcony, że przyjęcie do wiadomości faktu, że historia jest prawdziwa, staje się bardzo, ale to bardzo trudne. Po prostu nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie uwierzyć w coś takiego. Z drugiej strony, czemu nie? To przecież amerykańska armia, to przecież Ameryka, to przecież pustynia, tam naprawdę dzieją się rzeczy, o których nam się nie śniło. Duet Clooney-McGregor jest w tym obrazie genialny, bohater jednego wydaje się chory psychicznie, drugiego - zagubiony w życiu, a ich wspólna podróż może zwiastować jedno: katastrofę. A mimo to, ogląda się ich z przyjemnością. Nakręcenie tego obrazu nieźle ubawiło całą ekipę, a kiedy człowiek widzi, że głównym przesłaniem płynącym z filmu jest pozyskanie samo-pojednania poprzez uratowanie jednej kozy, bawi się razem z nimi. Bo cóż innego ma zrobić?


Debiutanci

To film, który doskonale nadaje się na noce bezsenne. Albo ja go po prostu nie zrozumiałam. Być może, że jego głębia i przesłanie mnie przerosły, ponieważ wiele razy spotkałam się z entuzjastycznymi opiniami na jego temat. Zresztą, o gustach się podobno nie dyskutuje.


Oliver (w tej roli Ewan McGregor) ma trzydzieści lat, a jego życie właśnie stanęło na rozdrożu. Generalnie, gdyby nie to, że należy żyć dalej, raczej by się specjalnie nie wysilał w tym kierunku. Kiedy po śmierci matki, jego sędziwy ojciec oznajmia, że jest gejem, poukładany i nudny świat Olivera staje na głowie, ale też wiele niezrozumiałych dotąd w jego życiu rzeczy zaczyna świecić innym światłem. Hal (Christopher Plummer) wreszcie wolny i swobodny, zaczyna prowadzić zupełnie nowe życie, co jego syn przyjmuje i godzi się z tym, bo nie bardzo wie, jak mógłby to zmienić. Wraz z chorobą ojca Oliver odkrywa na nowo więź z rodzicielem, ucząc się od niego tego, co w życiu najważniejsze: miłości, radości czy szczęścia. Śmierć ojca otworzyła Olivera na Annę (Melanie Laurent), dziewczynę, która zaintrygowała go swoim milczeniem i, jak się później okaże, całkowicie podbije jego serce. Dzięki Annie Oliver dowie się, że po trzydziestce można prawdziwie zakochać się i to zakochać się w sposób w jaki tylko nastolatki potrafią się zakochać.

Historia rozwijającego się związku Olivera i Anny przeplata się, dzięki montażowi, z historią ostatnich miesięcy życia Hala, w czasie których próbował wykorzystać pozostały mu czas, a którym to miesiącom przyglądał się Oliver, dzięki którym pokochał ojca od nowa. W obu tych opowieściach to Oliver odbiera od towarzyszących mu bliskich ludzi lekcję. Lekcję życia, które każdego dnia stawia nas w sytuacjach, w których debiutujemy. Najwidoczniej nie ma możliwości, byśmy kiedykolwiek doszli do perfekcji w grze, jaką jest życie.


Niestety, nic nie poradzę na to, że ani Ewan, ani cały obraz nie przekonał mnie totalnie. Przekonała mnie - troszkę - muzyka, nic poza tym. Może powinnam zdobyć się na ponowne obejrzenie tego filmu? Być może. Aczkolwiek, nie wiem, czy starczy mi odwagi. Jeśli ktoś zwrócił w tym filmie uwagę na coś, na czym powinnam zatrzymać się oglądając go następnym razem, z góry dziękuję za wskazówki.


poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Miss Potter

Właściwie to do dziś nie mam pewności, co mnie na ten film przyciągnęło. Mogła to być Renee Zellweger, subtelnie uśmiechająca się z błękitnego plakatu, mogło to być nazwisko Ewana wymienione wśród odtwórców głównych ról, mógł to być również fakt, iż jest to film biograficzny, opowiadający nam historię Beatrix Potter, autorki książek dla dzieci. A może suma tych pojedynczych powodów?


Beatrix (Renee Zellweger) prowadzi proste i wygodne życie, starając się zarobić sama na siebie, dzięki swojemu talentowi do snucia opowieści i ozdabiania ich rysunkami. Jej rodzice z kolei woleliby, żeby młoda dama skupiła się raczej na poszukiwaniach męża, nie godzi się bowiem, by w tym wieku wciąż pozostawała panną. Beatrix nic sobie z tych wiktoriańskich zwyczajów nie robi, tym bardziej, że właśnie pojawiła się szansa, by jej opowieść o Piotrusiu Króliku trafiła wreszcie do grona dziecięcych odbiorców. W ten sposób Beatrix poznaje Normana Warne'a, najmłodszego brata jej wydawców. Odesłany do pracy z nieszablonową pisarką, Norman zapala się do pomysłu wydania książki i wspólnie z Beatrix przygotowują to przedsięwzięcie. Ilość czasu spędzanego wspólnie zaowocuje powoli kiełkującym uczuciem, które rozwija się mimo niechęci jej rodziny, mierzącej zdecydowanie wyżej niż syn wydawców. Ostatecznie rodzice Beatrix wyrażają zgodę na zaręczyny, stawiają jednak warunek by utrzymać to w tajemnicy przez kilka miesięcy. Znają bowiem swoją córkę i chcą oszczędzić jej wstydu, gdyby zmieniła zdanie. Panna Potter przekonana zarówno o uczuciu swoim, jak i Normana wie, że zdania zmieni. Chyba że sprawią to okoliczności.


Ta bajkowa historia, tocząca się na przełomie XIX i XX wieku, przywołuje postać kobiety, która nie bała się sprzeciwiać woli rodziców i woli społeczeństwa, dążąc do osiągnięcia niezależności, także finansowej. Uciekając w świat baśni, Beatrix stworzyła sobie wyimaginowanych przyjaciół, którzy najwidoczniej przekonali również i mężczyznę, którego pokochała. To, że nie dane było jej kochać go do końca życia, wprowadza do baśni lekką dramatyczną nutę. Jest to jednak film tak spokojny, że oglądany późną nocą, może ukołysać do snu. I nawet Ewan McGregor, z bujnym wąsem i w meloniku nie odwiedzie Was od tego snu.


Do diabła z miłością

Film ten, powstały przed dziesięcioma laty, stylizowany jest na urocze i cukierkowe komedie lat 60-tych z Rockiem Hudsonem, Doris Day i Elizabeth Taylor w rolach głównych. I wcale nie jest to wada, wszak dziś tamte obrazy uznawane są za klasyki kina, a gwiazdy w nich występujące - za jedne z najjaśniejszych w aktorskim panteonie. Nagromadzenie w nim koloru różowego sprawia, że ogląda się go z przymrużeniem oka, podobnie jednak traktuje się całą historię, której twórcami byli Peyton Reed, Dennis Drake i Eve Ahlert.


Główna bohaterka, Barbara Novak (w tej roli Renee Zellwegger), przyjeżdża do Nowego Jorku jako debiutująca na rynku wydawniczym autorka niezwykle kontrowersyjnego poradnika Do diabła z miłością! Jej redaktorem z ramienia wydawnictwa, a zarazem najlepszą przyjaciółką, zostaje przebojowa i pełna wdzięku Vikki Hiller (Sarah Paulson). To właśnie ona wpada na pomysł, by nową książkę swojej podopiecznej rozreklamować poprzez poczytne pismo dla mężczyzn, którego gwiazdą jest Catcher Block (Ewan McGregor), utalentowany dziennikarz-playboy. Ten jednak zdecydowanie bardziej woli podbijać kolejne niewieście serca, niż pisać o starej pannie z prowincji. Ostatecznie wywiad nie dochodzi do skutku, Barbara zaś czyni Catchera symbolem zniewalającej kobiety potęgi uczucia. Ten postanawia się zemścić i podając się za kosmonautę, chce rozkochać ją w sobie, tak by zanegowała wszystkie tezy postawione w swojej książce. Oczywiście, przekonany jest, że wszystko pójdzie zgodnie z jego planem, wszak on jest Catcherem Blockiem, a ona tylko pisarką z prowincji. Jednak tysiące lat historii uczą nas (choć mężczyzn niekoniecznie ;P), że tam, gdzie w grę wchodzą kobiety, nie ma mowy o tym, by wszystko poszło zgodnie z planem. A przynajmniej z męskim planem.


Catcher Block grany przez McGregora to typowy samiec, przekonany o swoim wpływie na kobiety. Jeszcze nie spotkał kobiety, która by się temu urokowi nie poddała, dlatego z radością rusza na polowanie mające na jego urok osobisty nawrócić piękną Barbarę. To mężczyzna, cytując Barbarę, zmieniający kobiety, tak często jak koszule. McGregor znów ma czarne włosy, znów śpiewa (choć sporadycznie) i bawi zarówno swym tanecznym krokiem, jak i perypetiami z obojętną na jego awanse blondynką. Wkomponowany w Nowy Jork lat sześćdziesiąt wygląda doskonale w smokingach i trzyczęściowych garniturach, do tego stopnia, że można mu wybaczyć wszystko inne.


Jak jednak skrytykować film, który z założenia nie miał większych ambicji poza jedną: by zapewnić widzom dobrą zabawę? Nie da się. Serio.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Ostatnia miłość na Ziemi

Określany jako połączenie melodramatu i science-fiction powstał w 2011 roku, jako dzieło połączonych sił duńskich, irlandzkich, szwedzkich i brytyjskich pod wodzą reżysera Davida Mackenzie. Polscy widzowie czekali rok, aby móc obejrzeć go na ekranach polskich kin. Czy warto było czekać, trudno powiedzieć, pamiętam, że gdy oglądałam ten film po raz pierwszy zmęczył mnie w niesamowity sposób. 


Michael (w tej roli Ewan McGregor) jest szefem kuchni, oprócz tego, że świetnie gotuje, jeździ rowerem, a wieczorami uwodzi kobiety, które nad ranem wyrzuca ze swego mieszkania, gdyż jak tłumaczy, nie potrafi spać z kimś w jednym łóżku. Susan (Eva Green) jest naukowcem, zajmuje się epidemiami i właśnie teraz staje ona wobec epidemii, której nie zna i nie jest w stanie zrozumieć. Ludzie nie panują nad swoimi emocjami, przeżywają huśtawkę nastrojów, by następnie po kolei tracić zmysły, przez powonienie, smak, wzrok, aż do słuchu. Ponad sto osób choruje na tę dziwną przypadłość, a Susan nie jest w stanie określić, gdzie mogli się zarazić.

W takich okolicznościach Michael i Susan poznają się. Jej okna wychodzą na zaplecze jego restauracji, gdzie on często pali papierosy, a ona parkuje swój samochód. Jak w wielu obrazach z kuchnią w tle, tu również gotowanie ma wpływ na relacje głównych bohaterów. Czająca się zewsząd tajemnicza choroba najwyraźniej nie przeszkodzi im w powolnym rozwijaniu znajomości, a kiedy choroba dopadnie również ich, poczują, że na świecie, który najwidoczniej oszalał, tylko trwanie ze sobą, może ich uratować. Cokolwiek ten ratunek będzie znaczył.

To piękny film o tym, jak ważne w naszym życiu, w różnych jego etapach, może być wsparcie drugiego człowieka. Nie opuszczało mnie jednak przekonanie o jego poodbieństwie do Miasta ślepców, może ogólna fabuła była inna i zakończenie zdecydowanie trudniejsze do przyjęcia, to jednak coś te dwa obrazy łączy. Główną bohaterką jest tu Eva Green, która jako Susan opowiada i dopowiada wiele do tego, co widzimy. Ewan grający jej partnera, to postać zdecydowanie drugoplanowa, a mimo to ciekawa. Dla niego, jako szefa kuchni, nieznana chrooba jest najtrudniejsza. Wszak w jego pracy powonienie i smak ma niebagatelne znaczenie. Ich wspólna droga przez tę chorobę nie będzie łatwa. A jeśli dopadnie ich ciemność, nigdy się już nie odnajdą.


Połów szczęścia w Jemenie

Po dłuższej z Wami rozłące wracam, a by wynagrodzić tę rozłąkę, wracam z naręczem kolejnych filmów. Dziś pierwszy z nich.

Jak to często bywa, zaczęło się od książki Paula Tordaya Połów łososia w Jemenie. Następnie Lasse Hallstrom, znany nam z filmu Czekolada, miał wizję, dzięki której w 2011 roku na ekrany światowych kin trafił film Połów szczęścia w Jemenie. A co mamy w samym filmie? Angielski humor i praktycyzm kontra duchowy świat Bliskiego Wschodu, z brytyjskim PR i konfliktem wojennym w tle. Cuda kontra brutalna rzeczywistość.


W dalekim Jemenie mieszka szejk, dla którego pieniądze są jedynie środkiem, nie zaś celem samym w sobie. Głęboko wierzący i uduchowiony szejk Muhammed jest również zapalonym wędkarzem, a jego wielkim marzeniem jest możliwość łowienia łososi w swoim rodzinnym kraju. Chyba każdemu pomysł ten wydałby się szalony, przecież Jemen kojarzymy jak jedną wielką piaskownicę, a ryby znane są z tego, że potrzebują wody. Dużo wody. Zimnej, nie ugotowanej w słońcu wody. W dodatku łososie to ryby specyficzne. Oprócz zimnej wody, potrzebują też wody, która płynie, nie zaś stoi, ponieważ warunkiem ich rozmnażania jest droga pod prąd, w górę rzeki, by tam złożyć ikrę. Szejk doskonale zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę, jednak marzenie jest marzeniem, a wiara w cuda dodatkowo go do działania mobilizuje. Prosi więc pracownicę korporacji zarządzającej jego majątkiem, pannę Harriet Chetwode-Talbot (w tej roli Emily Blunt), by pomogła mu w realizacji przedsięwzięcia. Dociera ona do dra Alfreda Jonesa (Ewan McGregor), pracownika departamentu rybołóstwa, którego próbuje przekonać do pomysłu szejka. Nie jest to łatwe, Fred to osoba pragmatyczna i twardo stąpająca po ziemi, sam jest wędkarzem, w jego życiu jednak nie ma miejsca na wiarę i cuda, liczy się przede wszystkim nauka. A nauka mówi, że łosoś w Jemenie jest nie-mo-żli-wy.

Coś jednak sprawia, że Fred daje się porwać szejkowi i jego charyzmie. Pomysł, choć wciąż szalony, zaczyna nabierać realnych kształtów, a poparcie brytyjskiego rządu, któremu zależy na promowaniu dobrych stosunków z Bliskim Wschodem, dodatkowo ułatwia jego realizację. Między Fredem, Harriet i szejkiem Muhammadem zawiązuje się nić przyjaźni, a życiowi rozbitkowie, jak Harriet, której narzeczony zaginął w akcji w Afganistanie, i Fred, którego małżeństwo znalazło się w kryzysie, czerpią z przedsięwzięcia i własnego towarzystwa zarówno radość, jak i przyjemność. I ratunek.


Nie ukrywam, że jest to jeden z moich ulubionych filmów z Ewanem McGregorem. Historia jest tak niezwykła, że aż niemożliwa, ale gorąco kibicowałam tym łososiom, żeby woda zaproponowana im przez szejka okazała się odpowiednia. I żeby się tam zadomowiły. Bohater McGregora jest tak nieporadny, a jednocześnie tak praktyczny, że musi wzbudzać sympatię. Z jednej wzmianki w całym obrazie można wnioskować, że ma zespół Aspergera, co dodaje mu kolorytu. Połów łososi w Jemenie okazał się ratunkiem dla jego monotonnego, prowadzonego jednotorowo życia. Fred pozwolił się "złowić" szalonemu szejkowi, a sam zyskał dzięki temu coś więcej. Najbardziej zaś zaciekawił mnie fakt, czy szkocki aktor rzeczywiście potrafi w taki sposób rysować, scena, w której Fred przedstawia Harriet cały projekt krok po kroki, z wszystkimi jego wadami, bardzo zapadła mi w pamięć. I sama nie wiem, czy dzięki rysunkowi szejka z wędką, czy raczej rybiego nagrobka z napisem R.I.P. Sami musicie przyznać, że całość wygląda urokliwie.


czwartek, 11 kwietnia 2013

Anioły i demony

Na ten film czekali z zapartym tchem wszyscy, którzy obejrzeli Kod Da Vinci i przeczytali książkę Dana Browna pod tym samym tytułem. A gdy gruchnęła wieść, że w obsadzie znalazło się miejsce także dla McGregora, grono jego fanów gryzło paznokcie w oczekiwaniu na dzień premiery. Polscy fani czekali zaledwie jedenaście dni w porównaniu z resztą świata, co w konfrontacji z innymi filmami i tak jest rewelacyjnym wynikiem. I nawet to, że reżyser Ron Howard do spółki ze scenarzystami wprowadził trochę zmian w scenariuszu, nie wpłynęło na ogólny odbiór filmu.


Na Watykanie umiera papież, zaś z całego świata zjeżdżają kardynałowie, by na konklawe wybrać jego następcę. Jednej nocy czterej z nich zostają uprowadzeni. W Waszyngtonie przedstawiciel Stolicy Apostolskiej przy ONZ odnajduje profesora Roberta Langdona (w tej roli Tom Hanks) i prosi go o przybycie do Watykanu celem rozwikłania zagadki kryjącej się za tym porwaniem. Tymczasem w Genewie nieznany sprawca kradnie pojemnik z antymaterią, najsilniejszym jak dotąd ładunkiem wybuchowym. Piękna pani fizyk, Vittoria Vettra (Ayelet Zurer), wyrusza do Watykanu, ponieważ antymateria znajduje się właśnie tam. Ci, którzy ukradli ją z laboratorium, grożą zniszczeniem Stolicy Apostolskiej. Nazywają siebie 'iluminatami', odwołując się do dawnej organizacji zrzeszającej naukowców, których zwalczał Kościół. Chcą uprowadzonych kardynałów złożyć na ołtarzach nauki, jako zemstę za działania Kościoła przeciw nauce. Langdon i Vittoria, mając po swojej stronie kamerlinga Patricka McKennę (świetny Ewan McGregor) i inspektora Żandarmerii Watykańskiej, Olivettiego (Pierfrancesco Favino), wyruszają na poszukiwania ścieżki oświecenia, utworzonej przez Galileusza w XVI wieku. Ich droga powiedzie przez najstarsze kościoły Rzymu, najbardziej znane zabytki Renesansu i jedno z najpiękniejszych miast Europy, czyli Wieczne Miasto. Co godzinę ma zginąć jeden z kardynałów, o północy zaś cały Watykan zamieni się w pył, chyba że zdążą odnaleźć poszczególne ołtarze i zlokalizować pojemnik z antymaterią, zanim wytrącona ze stanu skupienia, rozbłyśnie niszczącym światłem. Tymczasem komendant Gwardii Szwajcarskiej i jeden z kardynałów elektorów nic sobie nie robią z ostrzeżeń kamerlinga i spokojnie nakazują kontynuowanie konklawe. Z każdą godziną akcja przyspiesza, a napięcie robi się coraz większe.


Ogląda się to przyjemnie, choć nie jest to film wymagający od widza zaangażowania nie wiadomo jak wielu komórek mózgowych. Niesamowita muzyka, zdjęcia Rzymu, ciekawostki z zakresu historii i historii sztuki, sprawiają, że ma się ochotę pojechać do Wiecznego Miasta i chodzić po tych kościołach doszukując się w nich tych samych wskazówek, które poprowadziły bohaterów. Dla tych, którzy czytali książkę, wycięcie niektórych wątków może być stratą nieodżałowaną. Dla tych, co zdecydowali się jedynie na film, nie będzie to miało znaczenia. Obraz jest spójny, a rozwiązanie zagadki wcale nie takie proste, jakby się wydawało.

Sam McGregor w roli kamerlinga to doprawdy wisienka na torcie. Powinnam to pewnie opisać bardziej profesjonalnie, ale cóż poradzę, że właśnie w ten sposób to widzę. Choć to Tom Hanks grał tu główną rolę, przytrafiło mu się coś, co nie jest wcale zjawiskiem bardzo rzadkim. Otóż kolega po fachu ukradł mu film. Oglądanie McGregora w sutannie, ze starannie zaczesanymi włosami, to prawdziwa przyjemność. Do tego stopnia, że sceny z Hanksem zaczynają się nam dłużyć, ponieważ nie możemy się doczekać, gdy na ekranie znów pojawi się tajemniczy kamerling. To spojrzenie i postawa pełna pokory, ale też gotowości do poświęcenia dla Kościoła, przekonują nas do jego postaci w mgnieniu oka. Historia kamerlinga również odgrywa tu ważną rolę. Jako dziecko stracił rodziców w zamachu bombowym w Irlandii i został przygarnięty przez pewnego biskupa. Kocha swój Kościół i zrobiłby dla niego wszystko. Ale on też ma swoją tajemnicę. Po prostu anioł i demon w jednym.


środa, 10 kwietnia 2013

I love you, Phillip Morris

Sięgnięcie po ten film to niewątpliwie akt odwagi. Ale głowy do góry, następnym obrazem wynagrodzę Wam krzywą radość, jaka budzi się w człowieku po obejrzeniu I love you, Phillip Morris. To film zdecydowanie dla wytrwałych fanów aktorskich talentów tak Jima Carreya (grającego tu główną rolę), jak i Ewana McGregora (wcielającego się w drugoplanową rolę partnera Carreya).


I love you, Phillip Morris to opowieść oparta o prawdziwą historię Stevena Russela, przykładnego męża, ojca, policjanta i prowadzącego kościelny chór, który zyskał sobie sławę jako żywa kompromitacja stanu Teksas. Spisana została przez Steve McVickeraa, a na obraz filmowy w 2009 roku zamienili ją John Requa i Glenn Ficarra. Żeby zagwarantować komediowy sukces zaangażowali do współpracy czołowego hollywoodzkiego komika, Jima Carreya. On to wciela się w postać Stevena, którego poznajemy w trakcie jego sielskiego, wręcz idealnego życia. Szanowany policjant, pobożny członek chóru, uroczy ojciec, kochający mąż, ale z zadrą w sercu. Kiedy był niemowlakiem, matka oddała go do adopcji, teraz zaś, po spotkaniu z nią, Steven nie mogąc zrozumieć jej motywów postępowania, postanawia zerwać ze swoim dotychczasowym życiem. Wyznaje żonie, że jest gejem i wyjeżdża na Florydę. Tam rozpoczyna się jego szalone życie, obfitujące w luksusy i przekręty. Bo Steven, aby utrzymać standard życia na odpowiednim poziomie, zamiast pójść do pracy, rozpoczyna zakrojony na ogromną skalę proceder wyłudzeń ubezpieczeniowych. W efekcie ląduje w więzieniu, gdzie poznaje miłość swego życia.

Phillip Morris (w tej roli McGregor) trafił do więzienia z powodu samochodu, który wypożyczył i zapomniał zań zapłacić. Jego spotkanie ze Stevenem w więziennej bibliotece zapoczątkuje ich płomienne uczucie. Najpierw więzienie opuści Steven, by następnie korzystając z wszelkich możliwych sposobów (niekoniecznie legalnych) wyciągnąć z więzienia Phillipa. Dalsze działania Stevena przywiodą go znów przed oblicze wymiaru sprawiedliwości, jednak od momentu skazania Russell, pragnący cały czas wrócić do swego kochanka, stanie się specem od ucieczek z więzienia. Posunie się nawet do tego, że... A nie, nie powiem Wam. Miejcie choć trochę frajdy z oglądania.

Ewan McGregor w roli Phillipa to słodki, blondwłosy chłopczyk, który nie wychodzi na więzienny spacerniak, bo dobrze wie, co dzieje się tam z takimi chłopczykami jak on. Uczucie Stevena podnosi jego samoocenę i dodaje pewności siebie. Do głowy by mu nie przyszło, że jego ukochany jest niezłym szachrajem, ponieważ wielokrotnie zapewniał go o uczciwości swych poczynań. Trudno się dziwić Russelowi, że uznał Phillipa za obiekt swych westchnień, niewinny wygląd McGregora w filmie wzbudza tyle sympatycznych uczuć, że chciałoby się go po prostu przytulić ;-)


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Uwiedziony

Kiedy pierwszy raz oglądałam ten film, robiłam to tylko i wyłącznie ze względu na partnerującego McGregorowi, Hugh Jackmana. Tym razem obejrzałam go, skupiając się raczej na blondwłosym Szkocie, mimo iż wyraźnie wolałabym skupić się na Australijczyku o niepokojącym spojrzeniu. Reżyser Marcel Langenegger pomysł na thriller miał całkiem dobry, z wykonaniem jednak i pomysłem na obsadę, moim zdaniem, zupełnie sobie nie poradził. 

 
Główny bohater, Jonathan McQuarry (w tej roli Ewan McGregor) jest księgowym nadzorującym audyty w różnego rodzaju firmach. Jego życie jest spokojne, wręcz nudne, a jedyną rozrywką jest oglądanie życia innych przez otaczające go szyby sal konferencyjnych. Pewnego wieczora w czasie audytu w firmie prawniczej poznaje Wyatta Bose'a (Hugh Jackman). Charyzmatyczny prawnik szybko zaprzyjaźnia się z młodym księgowym i zaprasza go do świata, który dotychczas pozostawał mu nieznany. A gdy w dniu wyjazdu Wyatta do Londynu, panowie przypadkowo zamienią się telefonami, Jonathan wiedziony ciekawością, pozna jeszcze jeden aspekt życia swego nowego przyjaciela. Od przypadkowego telefonu rozpocznie się jego przygoda z sex clubem, luksusowym, lecz stanowczo anonimowym stowarzyszeniem ludzi biznesu, nie mających czasu na związki, zainteresowanych jedynie zaspokajaniem potrzeb intymności i namiętności. Tak Jonathan spotka S (Michelle Williams), dziewczynę, którą spotkał kiedyś w metrze, a która zauroczyła go do tego stopnia, że dla niej złamie wszystkie zasady obowiązujące w clubie. Wraz z poznaniem S rozpoczną się też jego poważne kłopoty. Kiedy S zaginie, Jonathan stanie się pierwszym podejrzanym. A żeby odzyskać ukochaną kobietę, będzie musiał zdefraudować w jednej z audytowanych firm 20 milionów dolarów. Wyatt również okaże się kimś innym, niż Jonathan się spodziewał. Jonathan będzie musiał zmierzyć się z tym wszystkim, i to najlepiej tak, aby najmniej na tym ucierpieć. Wygląda na to, że nikt nie może mu pomóc, wszak członkinie clubu pozostają dla niego anonimowymi twarzami, aż pewnego dnia zadzwoni kobieta, z którą przeżył swój debiut w sex clubie. Pomoże mu? A może go zabije?

Film Uwiedziony w naszym kraju nie pojawił się w kinach, tylko od razu na płytach DVD. Jego premiera w Stanach Zjednoczonych odbyła się w 2008 roku, ale obraz nie doczekał się żadnych nagród, czy chociażby nominacji do nich. Trudno się dziwić, że producenci zrezygnowali z dystrybucji filmu w kinach. Widziałam go dwa razy i wiem, że trzeci raz już tego nie zrobię. Nawet dla Hugh Jackmana. Niektórzy chwalą Michelle Williams w roli S, dla mnie jednak nie stanowiła ona ani zalety, ani wady obrazu. Równie dobrze, mogłoby nie być jej w ogóle. Film niczym nas nie zaskoczy, zwłaszcza wprawny widz domyśli się i tego, co zostało zaplanowane jako element zaskakujący. Hugh Jackman zdecydowanie bardziej podobał mi się w roli czarnego charakteru, niż Ewan w roli nieporadnego księgowego, który koniec końców okazuje się nie być wcale taki nieporadny. Ale mimo, że nie znalazł mojej sympatii, nie sposób jednak przyznać, że owa nieporadność - stająca się powoli charakterystyczną dla McGregora - wyszła mu tu dość dobrze. 


sobota, 6 kwietnia 2013

Moulin Rouge

Czym dla Paryża przełomu wieków było Moulin Rouge, mieszczące się niedaleko Montmartre, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Ten najsłynniejszy w Europie kabaret rozsławiony został przez Toulouse-Lautreca w jego obrazach, choć i bez tego pewnie poradziłby sobie równie dobrze. Powstały w 2001 roku film Baza Luhrmanna przypomniał widzom na całym świecie ten znany teatr i jego szalone początki w czasach, gdy Paryżem rządziła bohema i cyganeria. A dziecko rewolucji poznać można było po wyznawaniu wolności, prawdy, piękna i - najważniejszej z nich - miłości.


Młody Anglik, Christian (Ewan McGregor) przybywa na Montmartre, by tam wieść beztroskie życie pośród cyganerii, czas poświęcając na pisanie sztuk teatralnych, picie absyntu i zabawę do białego rana. Ewentualnie mógłby się jeszcze zakochać. Dzięki mieszkającym nad nim aktorom, Christian dostaje szansę nie tylko napisania dla nich sztuki, ale także zaprezentowania jej pomysłu przed tancerką Satine (w tej roli Nicole Kidman), największej atrakcji Moulin Rouge. Aprobata Satine będzie bowiem potrzebna, by namówić do realizacji przedsięwzięcia dyrektora kabaretu, Harolda Zidlera (Jim Broadbent). Omyłkowo Satine bierze Christiana za księcia, którego względy ma pozyskać (oraz finanse dla ratowania kabaretu). Christian zaś zakochuje się w niebieskookiej tancerce od pierwszego wejrzenia. Kiedy zjawia się właściwy Książę (Richard Roxburgh), sytuacja robi się lekko niebezpieczna. Aby wybrnąć z niej z twarzą i nie ściągnąć gniewu Księcia na cały teatr, Christian i Satine roztaczają przed nim wizję Spektakularnego Spektaklu, którego wystawienie wyniesie Moulin Rouge do grona najznamienitszych teatrów Paryża. Książę, ku radości Zidlera, wyraża zgodę, stawia jednak warunek: chce mieć Satine na wyłączność. 

Przygotowania do przedstawienia trwają, Książę próbuje ściągnąć Satine do swojej rezydencji, ta jednak wciąż wynajduje nowe wymówki, próbując lawirować między Księciem a Christianem. Zakochani w sobie tancerka i pisarz zmuszeni są ukrywać swoje uczucia przed światem, dla siebie kradnąc każdą możliwą okazję do spotkania. Nie wiedzą, jak wielkie ściągają na siebie niebezpieczeństwo. Nie wiedzą też, jak wielką tajemnicą skrywa przed nimi Zidler i Maria, opiekunka Satine.


Choć minęło już tyle lat, choć widziałam go już tyle razy, wciąż nieodmiennie poruszają mnie trzy rzeczy w nim. Pierwsza z nich to ostatnie sceny filmu, które wzruszały, wzruszają i pewnie wzruszać będą, niestety, jakoś tak mam, że ten film znajduje się w moim osobistym gronie obrazów tzw. wyciskaczy łez. Druga - wykonanie tanga Roxanne. Jest coś takiego w tym utworze i w tej właśnie aranżacji, że dreszcz idzie po plecach. Mogłabym słuchać tego w nieskończoność. Ostatnią rzeczą jest piosenka Your Song. Napisana i skomponowana przez Eltona Johna, została w Moulin Rouge wykonana przez Ewana McGregora. Jedyne informacje, jakie znalazłam, to te twierdzące, że jest to utwór oryginalnie wykonany przez Ewana. Pozostaje mi więc im zaufać. Jeśli to prawda, McGregor posiada całkiem niezły głos, pod którego wrażeniem byłam przez cały film. Aż przyjemnie posłuchać.


P.S. Następnym filmem będzie ... Uwiedziony ;-)

czwartek, 4 kwietnia 2013

Niemożliwe

Tym razem wyjątkowo zaczynam od najnowszego filmu z Ewanem w jednej z głównych ról. Mimo że od tragicznego tsunami minęło już prawie dziewięć lat, pamiętam wciąż to zdziwienie w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, kiedy po włączeniu telewizora na wszystkich kanałach pokazywano zwały błotnistej wody zalewającej plaże, domy, ulice, ludzi. Można powiedzieć, że choć minęło tyle czasu, są w Tajlandii miejsca, gdzie skutki tsunami nadal są widoczne.

Historia Henry'ego i Marii (w tej roli Naomi Watts), oraz ich trzech synów, Lucasa, Thomasa i Simona, wydarzyła się naprawdę. Przylecieli do Tajlandii z Japonii, by w tropikach spędzić Boże Narodzenie, a Henry'emu dać możliwość wytchnienia od ciężkiej pracy. Skąd mogli wiedzieć, że w jeden poranek wszystko, co wiedzieli o życiu i świecie, ulegnie zmianie? Wielka fala, która wdarła się do przyhotelowego ogrodu rozdzieliła rodzinę. Najmłodsi chłopcy zostali zabrani wraz z innymi zagubionymi dziećmi, Lucas wraz z ranną matką szukali ratunku wśród apokaliptycznych krajobrazów, Henry zaś szukał swojej rodziny, nie chcąc poddać się myśli, że być może nikt nie przeżył i oto został sam na świecie.


W kinach sceny zalewających wszystko fal tsunami robiły niesamowite wrażenie. Podobnie jak widoki tajlandzkich plaż, czy krajobrazów. Choć obejrzałam ten film głównie ze względu na Ewana (trochę przez wzgląd na nominowaną do Oscara Naomi Watts), to jednak w pamięć najbardziej zapadły mi sceny z udziałem odtwórców ról dziecięcych. Zwłaszcza te z Tomem Hollandem, wcielającym się w postać Lucasa, najstarszego z braci, który w czasie fali tsunami przeszedł przyspieszony kurs dorastania.


Reżyser, Juan Antonio Bayona, poświęcił pięćdziesiąt milionów dolarów na nakręcenie niemożliwej historii, która jednak się wydarzyła. Można mu wiele zarzucić, zwłaszcza gdy czyta się różnorakie recenzje, lecz czy można jednocześnie zarzucić mu szerzenie nadziei? Ewan McGregor w roli ojca szukającego swej rodziny, jest nośnikiem tej nadziei od początku do końca. I nawet wtedy, gdy musi młodszych synów pozostawić w obcych rękach, czuje się tę jego nadzieję, tę ufność, że wkrótce znów będą razem. Na pewno nie jest to rola wybitna, wszak to Watts doczekała się nominacji do Oscara za ten film. Ogląda się to jednak ciekawie. Nie oszukujmy się. Lubimy szczęśliwe zakończenia. Chcemy wierzyć, że wszystko zawsze dobrze się kończy. Bo kto nam zabroni?


P.S. W następnym filmie kierunek Paryż, do ... Moulin Rouge ;-)

wtorek, 2 kwietnia 2013

Kwiecień z ...

Chciałoby się powiedzieć, że wiosna za oknem sprzyja spacerom, a nie sprzyja siedzeniu przed komputerem, ale cóż... Chyba każdy z Was ma mniej więcej podobny widok za oknem, jak ja. Ośnieżone dachy, lekko prószący śnieg, klimat świąt unosi się jeszcze w powietrzu, szkoda tylko, że bożonarodzeniowych, nie zaś wielkanocnych.

Mężczyzna, którego wybrałam na miesiąc kwiecień, dwa dni temu skończył 42 lata. Jak sam przyznaje, jest rodowitym Szkotem, a jego nazwisko zdaje się to tylko potwierdzać. W wieku szesnastu lat rozpoczął naukę w Perth Repertory Theatre, co jednak nie trwało długo, nasz bohater bowiem w krótkim czasie zamienił ponurą Szkocję, na deszczowy Londyn i tam kontynuował edukację w Guildihall School of Music and Drama. Poznana tam wielka trójka: Danny Boyle, Andrew McDonald i John Hodge, będzie miała później duży wpływ na jego karierę.

W 1995 roku ożenił się z francuską producentką Eve Mavrakis, a rok później został po raz pierwszy ojcem. Mająca dziś piętnaście lat Clara Mathilde jest najstarszą spośród pociech naszego bohatera. Jej młodsze siostry to Esther Rose (ur. w 2001r.), Jamayian (adoptowana w 2006r.) i Anouk (ur. w 2011r.). Znany jest jako bardzo opiekuńczy i troskliwy ojciec, co przejawia się również w dbałości o prywatność swoich córek.

Rok 1993 był dla niego rokiem debiutów. Pojawił się w wtedy w serialach Czerwone i czarne oraz Szminka na twoim kołnierzyku i w krótkometrażowym filmie Family Style. Rok później razem z ową trójką poznaną w Guildihall School stał się współtwórcą, grając głównego bohatera, filmu Płytki grób. Dwa lata później za rolę w Trainspotting został nominowany do nagrody Złoty Popcorn, podobnie jak w 1997 roku za film Życie mniej zwyczajne. Fani Gwiezdnych wojen na pewno pamiętają go w roli Obi-Wan Kenobiego, kobiety z kolei być może zapamiętały go w roli Christiana w melodramacie Moulin Rouge! W ciągu kilku ostatnich lat dwa filmy szczególnie kojarzą się z jego nazwiskiem, a mianowicie Anioły i demony oraz Autor widmo.

Jest zapalonym motocyklistą, co zaowocowało wyruszeniem na wyprawę motocyklową z Charleyem Boormanem w roku 2004, kiedy pokonali ponad trzydzieści tysięcy kilometrów, podróżując z Londynu do Nowego Jorku przez Europę, Mongolię, Syberię i Kanadę. Na kolejną wyprawę, z północnej Szkocji do Kapsztadu, wyruszyli trzy lata później.

Zafascynowany talentem Daniela Day-Lewisa, niedawno chciał całkowicie zrezygnować z aktorstwa, argumentując, iż nigdy nie będzie w stanie dorównać brytyjskiemu aktorowi. Ostatecznie jednak odrzucił ten pomysł. I dobrze. Być może, idąc w ślady swego mistrza, doczeka się jeszcze Oscara.

Ktoś jeszcze nie wie, o kim mowa?

Panie i Panowie, przed Wami...

Ewan McGregor