sobota, 31 sierpnia 2013

Hannibal - sezon 1, odcinek 1

Na ten serial fani najsłynniejszego kucharza i zabójcy czekali z zapartym tchem. Nie obyło się bez kontrowersji, sprzeczek i niezadowolenia, zarówno z wybranej obsady, jak i sposobu interpretacji pierwowzoru. Ale od początku.


Hannibala Lectera wymyślił w 1981 roku Thomas Harris, powołując go do życia w powieści Czerwony smok. Jego dalsze losy opowiedziane zostały w kolejnych częściach sagi: Milczeniu owiec i Hannibalu, zaś wcześniejsze, mające na celu wyjaśnienie zawiłej psychiki doktora, wyłożył Harris w książce Hannibal. Po drugiej stronie maski. Ich ekranizacje przyciągnęły do kin mnóstwo ludzi, wpisując się w kanon filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć, oraz jednocześnie czyniąc nieśmiertelnym Hannibala Lectera. Odtwórca roli Hannibala, Anthony Hopkins, mimo wielu innych fantastycznych ról, miał już na zawsze być kojarzonym z rolą psychiatry ze skłonnościami do kanibalizmu. Teraz, gdy od pierwszej ekranizacji, jaką był Łowca w 1986 roku, minęło dwadzieścia siedem lat, a od ostatniej, czyli Po drugiej stronie maski, zaledwie siedem, amerykańscy scenarzyści znów sięgają po tę niesamowitą postać. Korzystając - podobno - z notatek samego pisarza, oraz opierając się przede wszystkim na pierwszej powieści, w postaci trzynastu odcinków przedstawili początki Hannibala Lectera i jego współpracę z agentem Willem Grahamem, od której wszystko się zaczęło.


W rolę Willa wciela się Hugh Dancy (we wcześniejszej ekranizacji grał go Edward Norton), wokół niego zaś pojawiają się postacie mniej lub bardziej zbliżone do znanych nam z książek oryginałów: agent FBI Jack Crawford (Laurence Fishburne), psycholog Alana Blum (Caroline Dhavernas), dziennikara Freddie Lounds (Lara Jean Chorostecki). Will posiada specyficzne umiejętności, dzięki którym potrafi wcielić się w umysły psychopatycznych morderców, a tym samym doprowadzić do ich jak najszybszego złapania. A, jest jeszcze doktor Hannibal Lecter, który teoretycznie pomaga Willowi i agentom FBI, a tak naprawdę... No właśnie, tak naprawdę, kiedy tylko może miesza w prowadzonych przez nich sprawach, odsuwając od siebie wszelkie podejrzenia.


W rolę Lectera wciela się właśnie Mads Mikkelsen, co do którego kandydatury fani na świeci mieli wiele wątpliwości. Czy Mikkelsen jako Duńczyk może dobrze zagrać najsłynniejszego kanibala w historii literatury, pytano. Choć sam Lecter nie był Amerykaninem z pochodzenia, nie wierzono w zasadność powierzenia tej roli aktorowi pochodzącemu ze Skandynawii, w dodatku posiadającemu specyficzny akcent, który mnie osobiście często utrudniał zrozumienie wypowiadanych przezeń angielskich słów. Po pierwszym sezonie zdania wciąż są podzielone, ale szala zwycięstwa powoli przesuwa się na korzyść Mikkelsena. Jego Hannibal jest osobą o stoickim spokoju, z wyrafinowanym gustem kulinarnym i muzycznym. O dziwo, potrafi też się zaprzyjaźnić, choć okazuje to w dziwny sposób. Zresztą, zapraszam do oglądania, to przekonacie się sami.


piątek, 30 sierpnia 2013

Podziemny front

To kolejny filmowy przykład na to, w jaki sposób Duńczycy próbują zaprezentować młodemu pokoleniu (oczywiście, nie tylko) historię ich małego, ale jakże interesującego państwa. Bo to, że Dania jest mała, wcale nie oznacza, że nie miała swoich bohaterów.


Tytułowi bohaterowie (w oryginale Flammen&Citronen) Płomień (Thure Lindhardt) i Cytryna (Mads Mikkelsen) są bojownikami duńskiego ruchu oporu. Na rozkaz przełożonych zajmują się likwidacją kolaborantów, największych zdrajców wojennych, Duńczyków działających na rzecz nazistowskiego okupanta. Dla nazistów to oni są zdrajcami i wrogami. Dla Duńczyków są bohaterami. W swoim mniemaniu wykonują misję. Ale przede wszystkim są zabójcami. Trudno powiedzieć, czy darzą się przyjaźnią. Zdecydowanie starają się być wobec siebie lojalni i tam, gdzie jeden nie kończy zadania, drugi robi to za niego. Ich historie są od siebie różne. Płomień ma bogatego ojca hotelarza, Cytryna ma żonę i córkę, obaj jednak zdecydowali odsunąć się od rodzin, by lepiej wykonywać zlecone zadania. Do czasu, gdy Płomień pozna Ketty Selmer (Stine Stengade). Ta podwójna agentka namiesza Płomieniowi w głowie, ale również naprowadza go na trop interesów, jakie prowadził z Niemcami szef ich komórki ruchu oporu. Ten zaś obwinia o zdradę Ketty przedstawiając równie mocne co ona dowody. Obaj panowie staną zatem przed nie lada dylematem, gdy nie będzie już wiadomo, komu mogą tak naprawdę wierzyć. Choć ich koniec będzie podobnie tragiczny, Płomień i Cytryna będą walczyć do końca. Za Danię.


Choć w tym obrazie na pierwszy plan wysuwa się Płomień, z jego problemami i dylematami, to ważne jest, by w czasie seansu nie przegapić jako bohatera epizodycznego Cytryna. Mnie wydał się on ciekawszą postacią, i wcale nie dlatego, że grał go Mikkelsen. Nie. Przypatrzcie się dobrze Cytrynowi, który idzie na egzekucję kobiety. Niby spokojny wraca, wsiada do samochodu i mówi: Nie dałem rady. Strzeliłem jej w ramię. Płomień musi sam dokończyć zadanie. Jego sytuacja rodzinna też nie prezentuje się najlepiej, co najwidoczniej wywołuje w nim lęk. Żona wie, że w Danii pod okupacją panuje kryzys, ale choć bardzo chciałaby być dumna z męża, to wie też, że dumą nie wykarmi kilkuletniej córeczki. Jej mąż też to wie, ale jedyne wyjście wydaje mu się poniżające. Cytryna to bohater ogarnięty wątpliwościami. Miał walczyć za Danię, dlaczego więc czuje, że skończył jak pospolity przestępca? Pamiętasz, kiedy najechali? Pamiętasz 9 kwietnia? Myślę, że tak. Każdy pamięta. Zarówno Płomień, jak i Cytryna wciąż przywoływać muszą w pamięci tamten dzień, gdy to szaleństwo się zaczęło. W przeciwnym razie przestaną wierzyć, że nadejdzie dzień. gdy to szaleństwo się skończy.


sobota, 24 sierpnia 2013

Kochanek królowej

W ostatnich latach coraz częściej na ekranach kin oglądać możemy filmy o tematyce historycznej, dzięki czemu spora część widzów w jakiś tam sposób uzupełnia swoją szczątkową wiedzę z zakresu historii powszechnej, którą zlekceważyła w czasie edukacji szkolnej. Także młodzi ludzie mogą się przekonać, że historia, która działa się na naszym kontynencie, wcale nie była tak nudna, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.


Karolina Matylda (Alicia Vikander) była siostrą króla Jerzego III. Jeszcze jako dziecko została poślubiona Chrystianowi VII (Mikkel Boe Forsgaard), królowi Danii. Gdy osiągnęła odpowiedni wiek, nadszedł czas, by dołączyła do swego królewskiego małżonka i rozpoczęła wypełnianie obowiązków wobec niego i kraju, którego była królową. Ale Dania w XVIII wieku była ostatnią twierdzą, która nie dopuszczała do siebie oświeceniowych myśli, o czym młoda królowa szybko przekonała się, kiedy została pozbawiona książek zakazanych w Danii. Dodatkowo ocierające się o chorobę psychiczną zachowanie króla utrudniało jej życie na królewskim dworze. Narodziny następcy tronu poprawiły sytuację, ale odetchnęła z ulgą dopiero, gdy król udał się w podróż po Europie. Jego powrót i nowo zatrudniony lekarz królewski, doktor Johann Struensee (Mads Mikkelsen) zburzyły spokój, jaki wprowadziła władczyni. Jednak obecność lekarza zaprowadzi pozytywne zmiany w egzystencji królowej. Karolina i Johann szybko odkrywają, jak wiele ich łączy. Zgadzają się także i w tym, że kraj, w którym przyszło im mieszkać potrzebuje reform i to niezwłocznie. Za dnia wraz z Chrystianem obmyślają nowe pomysły, które mogłyby pomóc mieszkańcom małego królestwa, w nocy zaś pozwalają, by ich zakazana miłość kwitła. Sielanka nie trwa długo. Karolina zachodzi w ciążę, a pomysłami wprowadzanymi przez Struensee rękami i ustami Chrystiana nie jest zachwycona ani konserwatywna Rada Państwa, ani królowa Juliana, mająca ambicję zastąpienia Chrystiana własnym synem. Szeptana propaganda sprowadza ciemne chmury na królową i niemieckiego lekarza.


Można było mieć wątpliwości, czy Mads Mikkelsen, jako rodowity Duńczyk, będzie pasował do roli niemieckiego lekarza. Czy nie lepiej pasowałby do roli chociażby samego króla Chrystiana VII? Moja odpowiedź na to pytanie brzmi: ależ skąd! Wrodzona powaga, jaką Mads posiada, o wiele lepiej sprawdziła się w przypadku zatroskanego o los ludu doktora, niżby pasowała do króla, któremu tak szczerze, sytuacja ludu była obojętna, o ile on mógł bawić się i szwendać po burdelach. W dodatku rola Madsa jest tu bardzo rozbudowana. Nie gra on tylko Struensee -reformatora, ani Struensee - zręcznego polityka, ale jego rola to także, a właściwie przede wszystkim, osoba Johanna -ukochanego mężczyzny królowej Karoliny, w dodatku kochającego ją szczerą miłością, która ostatecznie doprowadziła go na szafot. Na koniec bowiem okazuje się, że niemiecki lekarz nie był tak przebiegłym politykiem, jak jego wrogowie, a jedynym, co mu pozostało było przekonanie o szczerej miłości kobiety, która została wygnana. Gra emocji, którą można obserwować na twarzy Struensee w ostatnich chwilach jego życia, ten moment, gdy odkrywa, jak bardzo on i Karolina zostali oszukani, byłby wspaniałym przeżyciem dla widzów, gdyby nie był jednocześnie tak tragiczny.


środa, 21 sierpnia 2013

Trzej Muszkieterowie 3D

Myślę, że po obejrzeniu tej ekranizacji powieści Aleksandra Dumasa wielu historyków, fanów opowieści "płaszcza i szpady", a także znawców XVII-wiecznej Francji, zapadło w stan ciężkiego szoku. Widok 'zaparkowanych' na francuskiej katedrze dwóch ogromnych sterowców z pewnością długo mnie nie opuści.


O czym jest film Trzej Muszkieterowie, chyba nie muszę nikomu przypominać. Powieść Dumasa miała już wiele ekranizacji, każda mniej lub bardziej wiernie powiązana z książkowym pierwowzorem, dość że i tu scenarzyści trzymali się znanego schematu: kardynał Richelieu i jego straż kontra uroczy król i równie urocza królowa oraz ich wierni muszkieterowie. W intrygę wplątana jest piękna i przebiegła lady de Winter oraz, w służbie króla Anglii, książę Buckingham. Szlachetni, choć nie do końca uczciwi, muszkieterowie, zdobędą się na akt oddania względem króla i wyratują królewską parę z opałów. Tyle o fabule. Tym razem na wiele więcej uwagi zasługują przede wszystkim odtwórcy głównych ról w tym, powiedzmy, sensacyjnym komediodramacie. 


Król Ludwik i jego ukochana Anna Austriaczka (historycy mieliby pewnie coś do powiedzenia, czy rzeczywiście taka ukochana) to Freddie Fox i Juno Temple. Niektórzy z widzów być może pamiętają tę młodą damę z filmu Pokuta lub Kochanice króla, gdzie grała Jane Parker. Oboje z Freddiem spisali się dobrze jako para próbująca znaleźć drogę do siebie pośród dworskich intryg. Ich przeciwnika, kardynała Richelieu, zagrał Christoph Waltz, podwójny zdobywca Oscara za filmy Bękarty wojny i Django, i samo to wystarczy, byśmy czerpali przyjemność z oglądania go w roli demonicznego kapłana. Sprzymierzeńcem kardynała jest okrutny Rochefort (Mads Mikkelsen), niezwykle umiejętnie posługujący się szpadą kapitan straży kardynała. Nigdy bym nie przypuszczała, że Mikkelsen może tak świetnie sprawdzić się w filmie kostiumowym, a rola Rocheforta, po tym jak zagrał w Casino Royale, wydaje się być dla niego wręcz idealna. Oprócz niego po stronie kardynała stoi również piękna Milady, czyli Milla Jovovich, a sceny, w których się pojawia, wyglądają niczym żywcem wycięte z filmów o wschodnich sztukach walki. Milady ma jednak jeszcze jednego sprzymierzeńca, księcia Buckinghama, a w tej roli zobaczymy najprzystojniejszego pirata na Karaibach, czyli Orlando Blooma. O tak, Bloom z fryzurą a la Presley i uroczą hiszpańską bródką będzie tym, co na pewno zapadnie Wam w pamięć.


Przeciwko nim staną dzielni muszkieterowie. W roli Atosa, szlachetnego, lecz skrzywdzonego przez ukochaną kobietę, wystąpił słynny już pan Darcy, czyli Matthew Mcfadyen. Wyjątkowo silnego i skorego do zabawy Portosa zagrał Ray Stevenson, a pobożnego i sprytnego Aramisa - Luke Evans (Tamara i mężczyźni). Do wspaniałej trójki dołączy, zaraz po tym, jak im się narazi, młody, lekko szalony i waleczny D'Artagnan (Logan Lerman). Mając takich muszkieterów za sobą (albo raczej przed sobą), król Ludwik z pewnością zachowa tron. Nawet jeśli nie nadąża za modą ;-)


sobota, 17 sierpnia 2013

Praga

Kolejna odsłona duńskiego kina w wykonaniu Ole Christiana Madsena zabiera widzów do stolicy Czech. Zdecydowanie zalecam nie oglądać bardzo późnym wieczorem, można w ten sposób przegapić dialogi bądź ... cały film.


Christoffer (Mads Mikkelsen) i Maja (Stine Stengade) przyjeżdżają do Pragi. Niedawno zmarł ojciec mężczyzny i teraz trzeba zająć się formalnościami, zgodnie z którymi ma on spocząć w Danii, obok swojej żony. Mężczyzna nie odczuwa żalu po śmierci ojca, ostatni raz widział go ponad dwadzieścia pięć lat temu, wszystkie wymagane od niego działania podejmuje mechanicznie, spokojnie dostosowując się do wskazówek pracowników szpitala, kostnicy, czy nawet zaprzyjaźnionego z ojcem prawnika (Borivoj Navratil). Jego dystans wzmacnia pogłębiający się kryzys małżeński, zwłaszcza gdy Christoffer wyjawia żonie, że jest świadom ukrywanego przez nią romansu. Małżonkowie próbują znaleźć jakąś płaszczyznę zrozumienia, co nie jest łatwe, tym bardziej gdy między nimi wchodzą nieznane do tej pory fakty z życia ojca Christoffera. Mieszkająca w domu zmarłego Alena (Jana Plodkova), choć nie posługująca się ani językiem duńskim, ani angielskim, to jednak pomoże Christofferowi zrozumieć niektóre rzeczy i podjąć decyzje, na które wcześniej nie potrafił się zdobyć.


Mikkelsen jest tu jak zawsze świetny. Taki, jakim bardzo go lubię, na pozór zimny i wyrachowany, a w środku głęboko zraniony odejściem ojca, który zerwał kontakt z synem. Naprawdę dobrze sprawdza się w takich właśnie rolach, bohaterów zdystansowanych i lekko melancholijnych. Może to zasługa jego pochodzenia, kto wie. Muzyka w tle doskonale komponuje się ze zdjęciami Pragi, zwłaszcza wąskich uliczek czeskiej stolicy. Spotkałam się też z opiniami, że film rozczarowuje, bo większość wątków nie ma puenty, ale uważam, że to dziwny zarzut. Film, który tak dobrze pokazuje prawdziwe życie, nie powinien puentować wątków. Bo gdzie w prawdziwym życiu zdarzają się wątki mające puentę i zakończenie? No gdzie?


środa, 14 sierpnia 2013

Tuż po weselu

Od tego filmu zaczął się dla mnie etap pt. Skandynawia to jednak potrafi zrobić film. I do dziś zdania nie zmieniłam, a widziałam już filmów rodem z tych zimnych terenów bardzo wiele. Zwłaszcza Susanne Bier, reżyser Tuż po weselu, Braci, czy W lepszym świecie, usilnie pracuje, bym tę opinię podtrzymywała.


Jacob Petersen (Mads Mikkelsen) prowadzi sierociniec dla dzieci gdzieś w Indiach. Potrzeby sierocińca są ogromne, liczba dzieci ciągle rośnie, a pieniędzy wciąż brakuje. Dlatego możliwość pozyskania dotacji na działalność sierocińca wydaje się Jacobowi i jego współpracownikom wręcz zbawienna. I choć nie jest mu w smak to, że w tym celu musi pojechać do Kopenhagi, to ostatecznie zgadza się, bo dla tych dzieci w Indiach zrobiłby naprawdę wiele. W Kopenhadze poznaje Jorgena Hannsona (Rolf Lassgard), wpływowego biznesmena, który chce ofiarować Jacobowi cztery miliony dolarów na jego działalność. Zanim to jednak uczyni, zaprasza swego gościa na odbywające się w weekend wesele jego ukochanej córki, Anny (Stine Fischer Christensen). Tam Jacob spotka Helene (Sidse Babett Knudsen), kobietę, z którą przed laty był związany, a którą zdradził i porzuciwszy, wyjechał do Indii. Tam również dowie się, że Anna nie jest córką Jorgena, lecz jego, Jacoba, a Helene przez tyle lat ukrywała przed nim prawdę. Jacob chce poznać swą córkę, żąda więc od Helene, by ta powiedziała dziewczynie, kim jest dla niej Jacob. Tym samym jego los związuje się z rodziną Hannsonów. Również bliźniaki, Martin i Morten, młodsi bracia Anny, przyjmują jego obecność z sympatią. To jednak nie koniec rewelacji, jakie Jorgen przygotował dla swojego gościa. I dla swojej rodziny.


To taki film, o którym właściwie nie wiadomo, co myśleć. Z jednej strony widz stanowczo potępia to, co ze swoją rodziną robi Jorgen, mieszając w to wszystko Jacoba, z drugiej jednak strony, jego postępowanie wydaje się zrozumiałe, pobudki szlachetne i tak, nawet mu współczujemy. A Mikkelsen? Cóż, jego bohater raczej nie spodziewał się, że zwykła podróż w interesach do Danii, odmieni całe jego dotychczasowe życie. I to po nim widać. Już sama wiadomość, którą usłyszał na weselu, że ma córkę, wstrząsnęła nim do głębi. Następnie musi pogodzić się z tym, że wyrządził kochanej niegdyś kobiecie taką krzywdę, że ta pozbawiła go w odwecie możliwości poznania własnego dziecka. Ale Jacob już się zmienił, takie odnosi się wrażenie. Odmieniły go te lata spędzone w Indiach, a teraz, tak, teraz jest gotowy przyjąć to wszystko, co przygotowało dla nich życie. Nawet jeśli to Jorgen podjął się roli reżysera.


czwartek, 8 sierpnia 2013

Casino Royale

Oglądać Bonda, nie dla Bonda? Da się, choć jak wiadomo, to trudna sztuka. Ale ponieważ już kiedyś obejrzałam Casino Royale dla Bonda w wykonaniu Craiga, tym razem mogłam przede wszystkim skupić się na roli Madsa Mikkelsena. I to roli nie byle jakiej.


James Bond (Daniel Craig), agent 007 z licencją na zabijanie, znów sieje spustoszenie w typowy dla siebie czarujący i uwodzicielski sposób. Wtargnięcie do ambasady w ślad za śledzonym terrorystą, czy włamanie do mieszkania szefowej MI6, tajemniczej M (Judi Dench), to dla niego nie problem. Ma umiejętności, ma wiedzę, a przede wszystkim... ma cel. Odkrywa plan mający na celu wysadzenie w powietrze najnowszego prototypu samolotu, które to wydarzenie miało doprowadzić do załamania na giełdzie i jednocześnie niektórych doprowadzić do bankructwa, innych zaś wzbogacić. A skoro raz mu się udało powstrzymać nieznanego z twarzy wroga, zrobi to jeszcze raz. Teraz jednak staną twarzą w twarz. A właściwie zasiądą. Przy karcianym stoliku. W malowniczym kurorcie Czarnogóry, gdzie dziesięciu graczy zagra o niebagatelną stawkę - łącznie 150 milionów dolarów. Jako wsparcie Bond otrzyma 10 milionów dolarów, piękną Vesper (Eva Green), przebiegłego Mathisa (Giancarlo Giannini) i pomoc z MI6. Wszystko po to, by pokonać równie okrutnego, co tajemniczego bankiera terrorystów z całego świata, Le Chiffre'a (Mads Mikkelsen).


Casino Royale wywołało falę komentarzy na całym świecie, głównie ze względu na aktora wybranego do roli agenta w służbie Jej Królewskiej Mości. Że za niski, że zbyt jasnowłosy, mało brytyjski, itd. itd. Mnie się on podoba. Tyle. Co się jednak tyczy Mikkelsena, choć to nie dzięki roli Le Chiffre'a zapamiętałam go na dobre, to muszę oddać mu to, co słuszne. Zagrał tu naprawdę świetnie. Trudno się dziwić, że to dzięki tej roli stał się rozpoznawalny. Genialna mimika twarzy i oszczędność gestów. Uszkodzony kanalik łzowy potęgujący tylko strach w oczach przeciwników. I to przerażające lewe oko. Gdyby nie scena z - przyznaję, dość pomysłowym - torturowaniem Bonda, można by pomyśleć, że Le Chiffre jest jakimś pół-bogiem, nie podlegającym prawom natury i fizjologii, którego nie imają się pot, krew i łzy. Mads Mikkelsen obdarzył swą postać zimną krwią, którą zachowywał do samego końca. Choć ostatecznie okazał się tyle człowiekiem.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Jabłka Adama

Duńczycy to potrafią zrobić komedię z dramatu. I to czarną w dodatku. Krajobraz wyrwany niczym z pocztówki, piękna muzyka, generalnie wszystko nastraja bardzo pozytywnie, jednak już po kilku minutach całość zostanie doprawiona rzeczywistością. Groteskową wręcz rzeczywistością.


Adam (Ulrich Tomsen) jest neonazistą i właśnie wyszedł z więzienia. Zostaje skierowany do parafii, gdzie pastor zajmuje się sprowadzaniem kryminalistów ze złej drogi na tę właściwą. Ale Adam nie jest przekonany do tego pomysłu, a jego wątpliwości zwiększają się, gdy poznaje Ivana (Mads Mikkelsen). Ivan prowadzi swą malutką parafię i zgromadzoną w niej, równie malutką, trzódkę, z podziwu godnym optymizmem. Przekonany o uzdrawiającej sile modlitwy oraz pracy, stara się nie widzieć, że mieszkający z nim Khalid (Ali Kazim) i Gunnar (Nicolas Bro) tylko pozornie zmienili swoje postępowanie. Ivan chciałby, by Adam znalazł dla swego pobytu w parafii jakiś cel. Takim celem ma się stać upieczenie szarlotki z wykorzystaniem jabłek z jabłoni rosnącej przy kościele. Wkrótce jabłka zostaną zaatakowane przez kruki, później przez robaki, na koniec zaś przez burzę z piorunami. Ivan, przekonany, że to szatan wystawia ich na próbę i próbuje nie dopuścić, by Adam spełnił swe zadania, wszystkimi siłami stara się ocalić jabłka. W przeciwieństwie do Adama, który właśnie znalazł nowy cel: chce złamać pastora, zniszczyć w nim optymizm i dobroć, zmusić by przestał wypierać ze świadomości złe zdarzenia. Któryś z panów będzie musiał wreszcie przyjąć jakąś prawdę. Ivan czy Adam? A może ... obaj?


W tym filmie nie ma nic oczywistego. Pełno w nim nielogiczności. Ludzie są bici, by zaraz potem wstać z ziemi i o własnych siłach pójść do szpitala. A jednak jest w nim tak wiele uroku, że z przyjemnością ogląda się go po raz drugi, czy trzeci. Mads Mikkelsen w roli Ivana jest naprawdę świetny, i choć nie znam tak dobrze kina duńskiego, to mam wrażenie, że jest to jeden jedyny raz, kiedy można zobaczyć go w roli ocierającej się o komediową. Morały płynące z Jabłek Adama są wręcz banalne, ale wydaje mi się, że o to właśnie twórcom chodziło. Widz, który będzie czuł się rozbity oglądając Jabłka Adama, może i z szokiem przyjmie niektóre sceny, ale ostateczny morał dotrze do niego z taką precyzją, z jaką Ivanowi przestrzelono guza mózgu. Choć niechcący.


czwartek, 1 sierpnia 2013

Sierpień z ...

Mężczyzna wybrany na sierpień znany jest stosunkowo słabo. Niewiele też o nim wiemy, poza tym, że jest naprawdę świetnym aktorem, specyficznym zarówno ze względu na swój wygląd, jak i dobór filmografii. A poza tym, niezmiernie mi się podoba. Ot, co.

Urodził się 22 listopada 1965 roku w Østerbro, na obszarze stolicy Danii, Kopenhagi. Jego ojciec, Henning, był w Danii uznanym aktorem, nikogo więc nie zdziwiło, gdy zarówno starszy, jak i młodszy syn poszli w jego ślady. Nasz bohater ukończył Arhus Theatre School, a potem przez osiem lat zajmował się zawodowo tańcem. Rok 1996 stał się przełomowy dla jego aktorskiej kariery. Najpierw zagrał w dwóch filmach krótkometrażowych: Cafe Hector oraz Blomsterfangen. Obydwa zostały wysoko ocenione przez krytyków, co otworzyło nie młodemu już aktorowi (jak na standardy Hollywood, gdzie karierę rozpoczyna się w kołysce) drzwi do filmów pełnometrażowych i poważnych propozycji. Jeszcze w tym samym roku pojawił się w filmie Dealer, a osiem lat później w jego kontynuacji Dealer II - Krew na rękach, te obrazy zaowocowały dwiema duńskimi nagrodami filmowymi. Przez kilka lat zdecydowanie trzymał się rodzimych produkcji, wkrótce jednak został zauważony także i przez zagranicznych twórców. W 2004 roku wcielił się w rolę rycerza Tristana w filmie Król Artur, gdzie zagrał u boku Clive'a Owena i Keiry Knightley. Rok później przyjął rolę ekscentrycznego księdza nawracającego recydywistów w czarnej komedii Jabłka Adama. Ale to rolą Le Chiffre'a w Casino Royale, u boku Daniela Craiga i Evy Green, zapisał się wyraźnie w świadomości widzów. 

Życie prywatne również układało mu się bardzo dobrze. Od 1987 roku spotykał się z choreograf Hanne Jacobsen, którą poślubił w roku 2000. Mają dwoje dzieci: Violę i Carla. Niedawno zmienił miejsce zamieszkania i wraz z rodziną przeniósł się do Toronto.

Na dobre w międzynarodowej filmografii zagościł w roku 2013, gdy reżyser Bryan Fuller zaproponował mu rolę w swoim najnowszym projekcie. Wtedy to rozpoczął swoją przygodę z drem Hannibalem Lecterem, w którego postać wciela się w serialu Hannibal, wywołując tym lawinę komentarzy i porównań do Anthony'ego Hopkinsa, który zagrał Hannibala Lectera w trylogii Czerwony smok, Milczenie owiec i Hannibal. 

The New York Times nazywa go gwiazdą i twarzą odradzającej się kinematografii duńskiej. 

Panie i Panowie, przed Wami ...

Mads Mikkelsen