niedziela, 31 marca 2013

Chirurdzy - sezon 1, odcinek 1

Na zakończenie jakże ciekawego miesiąca z Patrickiem Dempseyem, postanowiłam wrócić do korzeni, czyli do filmu, z którym jest on najbardziej kojarzony. Pamiętacie jeszcze pierwszy odcinek Chirurgów? Jego emisja w Polsce odbyła się na początku stycznia 2007 roku, wtedy gdy w USA w najlepsze emitowano już sezon trzeci. Wszystko jednak wskazuje na to, że nasi rodzimi widzowie pokochali grupę ambitnych, marzących o pracy lekarza, choć momentami mało rozgarniętych stażystów. Kobiety zaś pokochały dra Dereka Shepherda, neurochirurga, w którego od dziewięciu już sezonów wciela się Patrick.


A mogło go w ogóle nie być w tym serialu. O rolę dra Shepherda starali się także Isaiah Washington i Rob Lowe, ostatecznie jednak angaż trafił do Dempseya. I dobrze. Są przecież tacy, którzy nie potrafią wyobrazić sobie nikogo innego w tej roli. Derek pojawia się od razu w pierwszym odcinku, i to od razu tak, że co wrażliwszym kobietom mogą zmięknąć kolana. Rozespany, z rozczochranymi włosami, przywdziewa koszulę, podczas gdy kobieta, z którą spędził noc usiłuje pozbyć się go z mieszkania (i przypomnieć sobie jego imię, które najwyraźniej jej umknęło). Aż chce się zawołać: Kobieto, co ty wyprawiasz?! Wyrzucasz TAKIEGO faceta?! Meredith (Ellen Pompeo) dobrze wie, co robi, zwłaszcza, że grozi jej, że spóźni się do pracy w pierwszym dniu stażu w szpitalu Seattle Grace. Jakież będzie jej zdziwienie, gdy na korytarzach szpitala spotka tego samego mężczyznę, który zaledwie kilka godzin wcześniej spał w jej domu.


Od tego momentu rywalizacja stażystów nabierze dodatkowych kolorów, wszak pan doktor będzie teraz przełożonym Meredith, ona zaś będzie musiała na każdym kroku udowadniać (przede wszystkim sobie), że wszelkie pochwały nie opierają się jedynie o wspomnienie owej nocy. Posiadanie matki, która jest słynnym chirurgiem, również nie ułatwi młodej pani doktor pracy w nowym miejscu i wśród nowych ludzi.

Powiem Wam, po pierwszym odcinku jestem ciekawa, co będzie dalej. I wygląda na to, że mam nowy serial do oglądania. Chociaż to zły czas na rozpoczynanie wciągającego serialu. Ale coś wymyślimy. Podsumowując ten miesiąc, mogę jedynie pożałować, że nie udało mi się obejrzeć więcej filmów z Dempseyem. W zanadrzu mam jeszcze Ucieczkę, o której słyszałam, że jest naprawdę dobrym filmem i być może wrzucę ją za jakiś czas jako bonus dla Was (i dla siebie).


piątek, 29 marca 2013

Krzyk 3

Ha, niespodzianka. Miało być Do siedmiu razy sztuka. Miało, ale okazuje się, że w czasie przedświątecznym przebicie się przez kolejki do obejrzenia na różnych playerach internetowych filmów, jest nie tyle trudne, co niemożliwe. Zdecydowałam się więc na obraz, którego być może w ogóle się tutaj nie spodziewaliście.

Krzyk 3 to, jak sam tytuł wskazuje, trzecia część popularnej serii horrorów powstałych w Stanach Zjednoczonych w połowie lat dziewięćdziesiątych. Pierwsza część przypadła widzom do gustu, druga jednak nie została już tak entuzjastycznie przyjęta. Stąd, po kilku latach, reżyser Wes Craven podjął brawurową decyzję nakręcenia ostatniej części trylogii (czas pokazał, że na trylogii się nie skończyło). 


Znana z pierwszych dwóch części, Sidney Prescott (Neve Campbell), po dwukrotnym ocaleniu z ataku maniakalnego i wciąż nieznanego mordercy, ukrywa się w lesie pracując w infolinii dla kobiet. Tymczasem w Los Angeles powstaje film na podstawie wydarzeń, które miały miejsce w jej życiu. Na plan filmowy zostaje żywcem przeniesiona jej rodzinna miejscowość Woodsboro. Kiedy w kolejności zawartej w scenariuszu zaczynają ginąć odtwórcy głównych ról, ich pierwowzory w prawdziwym życiu zaczną czuć się nieswojo. Na planie jest bowiem Dewey (David Arquette), pełniący rolę konsultanta przy powstającym filmie i wścibska dziennikarka współpracująca z policją, Gale (Courtney Cox). Oni również pamiętają ataki szaleńca, nie chcą jednak niepokoić żyjącej w głuszy Sidney. Zdecydowanie naciska na to detektyw z wydziału zabójstw, Mark Kincaid (w tej roli Patrick Dempsey). Mark uważa, że morderca szuka Sidney i to ona jest kluczem do rozwiązania całej tej zagadki,  bowiem przy każdej ofierze morderca zostawia zdjęcia matki Sidney. Gale i Dewey szukają więc wskazówek do tożsamości mordercy w czasach młodości Maureen. Wkrótce do zespołu dołączy też Sidney, która zaprzyjaźni się z detektywem Kincaidem.


Przyznaję, nie widziałam poprzednich części, ale jeśli są tak zabawne jak Krzyk 3, to z przyjemnością je obejrzę. Może być wesoło. Prawdopodobnie ataki śmiechu na tym filmie wywołane były nie tylko dawką humoru, jaką miał w sobie, ale też efektem tego, że wiele razy widziałam już przynajmniej trzy części Strasznego filmu, który swą parodię oparł przede wszystkim o konwencję Krzyku. Zatem, jeśli dobrze się bawiliście na Strasznym filmie, będziecie się dobrze bawić, a niekoniecznie bać, na Krzyku 3.

Co do Patricka, jego rola w tym filmie jest zdecydowanie drugoplanowa, choć ma on też swój udział w ostatecznym pokonaniu szalonego mordercy. Film nakręcono trzynaście lat temu, przez co jego fryzura przywodzić może na myśl małą owieczkę, cała zaś postać oddanego swej pracy, pojawiającego się znienacka na planie, policjanta. Zresztą, pojawianie się znienacka to nie tylko jego domena. Trudno powiedzieć, jak potoczyła się sympatia jego i Sidney, zakończenie jednak wskazuje, że kierunek ten jest na pewno dobry.  


P.S. Może się uda... Do siedmiu razy sztuka? ;-)

niedziela, 24 marca 2013

Gangsterzy

Od czasów Chłopców z ferajny i Ojca chrzestnego, wielką sympatią darzę wszelkiego rodzaju filmy o tematyce gangsterskiej. Na szczęście, twórcy nowych obrazów czynią owej sympatii zadość i na ilość filmów do oglądania nie mogę narzekać. Tym bardziej uradował mnie fakt, że także Dempsey ma w swym dorobku film, który bez wątpienia można zaklasyfikować jako gangsterski.


Gangsterzy to opowieść o jednej z najtrwalszych przyjaźni w historii amerykańskiej mafii. I to przyjaźni, która zmiotła ze sceny gangsterskiej dwóch poważnych donów, a na ich miejsce wyniosła kogoś, kto prócz siły mięśni poważał również siłę rozumu. Charlie Luciano (w tej roli rewelacyjny Christian Slater) i Frank Costello (Costas Mandylor) wychowują się w Nowym Jorku, w czasach, gdy pierwsze kroki stawiają tam włoscy i irlandzcy donowie, w Chicago w tym czasie rozpoczyna działalność Al Capone. Wówczas to nasi młodzi przyjaciele poznają dwóch Żydów polskiego pochodzenia, Meyera Lansky'ego (naprawdę dobry Patrick Dempsey) i Bugsy'ego Siegela (Richard Grieco), i wspólnie, pod kierunkiem Arnolda Rothsteina, postanawiają rozpocząć własną działalność gangsterską. Kierowani instynktem przypadkowego dziecka, wybierają Charliego na swojego przywódcę. Ich sukcesy i popularność przykuwają uwagę, dlatego zarówno Maseria, jak i Mazzerano, owi donowie, zaczynają zabiegać o przyłączenie młodzieńców do własnych rodzin. Włosko-żydowska rodzina mafijna ma jednak inne plany, zanim jednak wprowadzi je w życie, chce uzyskać jak najwięcej korzyści, jakie mogliby uzyskać w wyniku wielkiej wojny rywalizujących o wpływy donów.

Choć to Charlie jest przywódcą, tym, z którym spotykają się ważne osobistości światka przestępczego, doskonale zdaje sobie sprawę, że nie byłoby go tu, gdzie jest, gdyby nie Meyer. Meyer bowiem stanowi mózg całej ich organizacji. Jego żydowskie pochodzenie budzi nieufność włoskich donów, jednak Charlie jest nieprzejednany, bez przyjaciela nie będzie brał udziału w żadnej nowej inicjatywie. Najpewniej przypłaci to zdrowiem, a mimo to, wciąż podkreśla, jak ważna jest dla niego przyjaźń. Potwierdzać może to blizna na jego twarzy, którą zawdzięcza Mazzerano. Ten, być może nieświadomie, wyciął Charliemu na twarzy literę L. Być może L jak loyalty.


Dempsey w roli Meyera przez pierwsze minuty filmu, z melonikiem na głowie, przywodził mi na myśl Miśka Koterskiego. Którego szczerze nie znoszę. Ale kiedy zdejmował melonik... W doskonale skrojonym garniturze, gładko zaczesanymi włosami, jest jakby żywcem wyrwany z Nowego Jorku lat 20-tych i 30-tych. Jak przystało na szarą eminencję, trzyma się z boku Charliego Luciano, może nawet z tyłu, ale kiedy trzeba potrafi przygadać przyjacielowi, a nawet go uderzyć. A wszystko oczywiście z troski. Ta troska o Charliego i lojalność wobec niego ostatecznie zaprowadzi obu przyjaciół na szczyt. 


P.S. Następny film to ... Do siedmiu razy sztuka ;-)

czwartek, 21 marca 2013

Moja dziewczyna wychodzi za mąż

Miał tu być Lewy casting. Miał być, bo zwiedziona informacjami zawartymi na filmweb.pl, uwierzyłam, że w czasie swej długiej kariery filmowej, Patrick Dempsey zagrał i tam. Niestety. Po obejrzeniu Lewego castingu zdałam sobie sprawę, że przez prawie dziewięćdziesiąt minut seansu szukałam na ekranie tej jednej twarzy. Nie znalazłam, a to sprawiło, że po przeszukaniu sieci, zdałam sobie sprawę, że zostałam wprowadzona w błąd. Dlatego dziś inny, niespodziewany przez Was film (mimo że zmieniłam poprzednią notkę, raczej nikt tego nie zauważył ;-)).



Moja dziewczyna wychodzi za mąż to męska odpowiedź na powstały w 1997 roku film Mój chłopak się żeni z Julią Roberts, Dermotem Mulroneym i Cameron Diaz. W tym wyreżyserowanym w 2008 roku przez Paula Weilanda filmie główne role zagrali Patrick Dempsey (jako Tom), Michelle Monaghan (jako Hannah) i Kevin McKidd (jako Colin).

Tom i Hannah poznali się w nietypowych okolicznościach, kiedy on niechcący wpakował się do jej łóżka, a ona znokautowała go pryskając mu prosto w oczy markowymi perfumami. Nieporozumienie szybko zostało wyjaśnione, a doceniwszy obopólną szczerość, postanowili zostać przyjaciółmi. Dziesięć lat później Tom prowadzi życie playboya, Hannah - pracuje jako konserwator dzieł sztuki, wciąż jednak się przyjaźnią. Dopiero kiedy Hannah wyjeżdża do Szkocji, Tom zdaje sobie sprawę, jak bardzo mu na niej zależy i jak bardzo bezsensowne były wszystkie zasady, którymi do tej pory się kierował w swoim życiu i w swoich kontaktach z płcią przeciwną. Dochodzi do wniosku, że natychmiast po jej powrocie, powie jej o swoich do niej uczuciach. Hannah ma jednak dla niego niespodziankę, bowiem przywozi ze Szkocji pierścionek, a wraz z pierścionkiem narzeczonego. I zaproszenie na ślub za kilka tygodni. W dodatku prosi Toma, by został jej... pierwszą druhną. Wraz z kolegami Tom układa plan idealny: zostanie druhną idealną, a tym samym przekona Hannah, że się zmienił i odwiedzie od pomysłu ślubu z Colinem. Plan dobry, z wykonaniem jednak będzie dużo trudniej. Ale z miłości człowiek jest zdolny do wszystkiego.

Patrick Dempsey w roli Toma jest jednym z niewielu jasnych punktów w tym obrazie. Kochają się w nim wszystkie kobiety, a żeby zorganizować sobie wieczorne wyjście, nie musi się specjalnie wysilać. W roli amanta jest więc idealny. Jego ukochana nie podobała mi się wcale, zbyt sztywna, może nawet zbyt szkocka, natomiast Tom wraz ze swymi kolegami i swymi perypetiami z kobietami bawi, może niekoniecznie w sposób mądry, raczej taki na granicy głupkowatości, ale i tak bawi. Krajobrazy Szkocji na pewno przywołają niektórym widzom w pamięci filmy Pozew o miłość czy Oświadczyny po irlandzku z ich pięknymi krajobrazami Irlandii. Jak widać, Wyspy Brytyjskie pozytywnie wpływają na drzemiące w Amerykanach głębokie uczucia ;-)


P.S. A następny film będzie niespodzianką ;-)

sobota, 16 marca 2013

Wolność słowa

Ten film to bez wątpienia punkt obowiązkowy na liście filmów do obejrzenia dla każdego, kto widział nakręcony w 1995 roku film Młodzi gniewni. Tamta oparta na faktach historia o LouAnne Johnson, byłej oficer marines, która podejmuje pracę w szkole i od razu trafia do klasy z tak zwaną trudną, do dziś bowiem inspiruje bądź dołuje wielu początkujących pedagogów.


Ale dwanaście lat później scenarzysta i reżyser Richard LaGravenese sięga po książkę The Fridom Writers Diary i postanawia opowiedzieć światu historię innej nauczycielki, Erin Gruwell. Erin (grana przez Hilary Swank) skończyła studia i właśnie dostała pracę w ogromnej szkole na Long Beach w Los Angeles. Wprowadzona tam zasada integracji rasowej powoduje, że przerwy w szkole wyglądają jak ulice Los Angeles, niespokojne, pełne ukrytej nienawiści, dzielenia się na grupy i pilnowania reguł nieprzekraczania określonych rewirów. Erin z głową pełną ideałów wpojonych przez ojca, bojownika o prawa obywatelskie (w tej roli Scott Glenn), wspierana przez męża (Patrick Dempsey), rzuca się w wir pracy mając nadzieję zawojować wszystkich, i dyrektora, i nauczycieli, i - przede wszystkim - uczniów. Niemy opór i niechęć, jaką napotyka ze wszystkich stron, tylko chwilowo ją zniechęcają. Ma zamiar przekonać wszystkich, że jej klasa, zbieranina pochodzących z różnych ras i zadających się z różnymi gangami dzieciaków, to młodzież zasługująca nie tylko na szacunek, ale też na wiarę w ich umiejętności.

Aby zapewnić im dostęp do książek, wypady do muzeów czy spotkania z ciekawymi ludźmi, Erin podejmuje dodatkową pracę, potem jeszcze jedną. W efekcie pracująca na trzy etapy nauczycielka poświęca coraz więcej czasu swoim uczniom, a coraz bardziej oddala się od męża. Ten, choć bardzo się stara, nie potrafi zrozumieć pasji i powołania, jakie najwidoczniej obudziło się w jego żonie. Ostatecznie, odchodzi, i to w momencie, gdy Erin rozpoczyna walkę ze swą przełożoną i całym kuratorium o to, by mimo krótkiego stażu pracy pozwolono jej pracować ze swoją klasą również na roku trzecim, a także czwartym. Ale jej poświęcenie zostanie wynagrodzone. W swoich zmagających się z trudną sytuacją życiową uczniach budzi poczucie, że mogą coś osiągnąć, że - w wielu przypadkach - mogą ukończyć szkołę jako pierwsi z rodziny.


Patrick jako Scott to z kolei postać trwająca trochę na uboczu życia, jakie prowadzi Erin. Mąż, który, choć bardzo chciałby być wsparciem dla żony, to jednak nie potrafi tego zrobić. Jej energia jego najwyraźniej przeraża, a perspektywa dalszego życia w tym tempie - przerasta. Scott to mąż kobiety, dla której praca i pasja jest najważniejsza. Scott chce, by żona mogła bez przeszkód poświęcić się swoim uczniom, zatem usuwa się z jej życia, by widok coraz bardziej nieszczęśliwego męża, nie psuł jej radości z pracy. Trudno powiedzieć, komu należałoby bardziej współczuć, ja, choć całym sercem byłam z Erin, to jednak współczułam jej mężowi. Znam takie wspaniałe kobiety jak Erin, ale wiem też, jak ciężko nieraz jest mężczyznom, którym przypadł zaszczyt iść z nimi przez życie. Scott po prostu nie dał sobie rady. Bo niemożliwym jest konkurować z pasją.


P.S. Następny film to ... Moja dziewczyna wychodzi za mąż ;-)

niedziela, 10 marca 2013

Flypaper

Jeśli bawiliście się dobrze na Oskarze (zarówno tym z roku 1967, jak i tym z 1991), Akademii policyjnej, czy kolejnych odsłonach Gangu Olsena, to komedia kryminalna, jaką niewątpliwie jest Flypaper, również powinna przypaść Wam do gustu.

Scenarzyści, Jon Lucas i Scott Moore, przy współudziale reżysera Roba Minkoffa, stworzyli komedię, w której znajdziemy profesjonalnych przestępców parających się napadami na bank, głupkowatą parę obrabiającą jedynie bankomaty, ochroniarza-recydywistę, wybitnego hakera, piękną kasjerkę i jej uciążliwego, opanowanego obsesją, klienta, oraz kilku mniej lub bardziej ciekawych osobników. Wszyscy oni zaś, znajdą się pewnego dnia w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwym czasie, a tym samym skażą się na udział w spektakularnym napadzie o niecodziennym zakończeniu.


A wszystko zaczyna się tak: kasjerka Kaitlin (grana przez Ashley Judd) przygotowuje się do wyjazdu w podróż z narzeczonym. W trakcie zmiany systemu zabezpieczeń do banku przychodzi Tripp (Patrick Dempsey), aby rozmienić studolarówkę na drobne, wedle kilkakrotnie zmienionego i specyficznego życzenia. Tuż za nim do banku wchodzi grupa przestępców mająca zamiar obrabować bank. O, przepraszam. Właściwie, dwie grupy. Niezależne od siebie. Mające zamiar obrabować ten sam bank. Żadna z band nie zamierza odpuścić sobie takiej fantastycznej roboty i w strzeleckim zamieszaniu ginie przypadkowy klient. Który wkrótce okaże się agentem FBI. Ostatecznie oba zespoły dzielą pracę przestępczą, zgodnie z profilem dotychczasowej działalności, po czym, zamknąwszy zakładników, biorą się do pracy. 

I tu zaczynają się schody. Bo plan skarbca nie jest taki, jak być powinien. Bo ładunki wybuchowe wybuchają same z siebie czyniąc nie lada spustoszenie w całym banku. Bo zakładnicy nie chcą być posłuszni poleceniom. Generalnie, nic nie idzie zgodnie z planem. Jakby tego było mało, Tripp postanawia rozwiązać zagadkę zarówno obecności w banku agenta FBI, jak i jego śmierci, a także w miarę możliwości zaskarbić sobie sympatię Kaitlin, w której najwyraźniej się podkochuje. Cierpiący na bliżej niezidentyfikowaną przypadłość psychiczną Tripp, ku rozpaczy rabusiów, łazi po całym banku próbując zebrać w całość kawałki układanki i tym samym odkryć prawdę.

Zakończenie jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę stopień poplątania wątków. Postać grana przez Dempseya, Tripp, to pomieszanie psychopaty z geniuszem, który nie widzi niczego nadzwyczajnego w wymachiwaniu bronią w trakcie dedukowania możliwych wydarzeń. To, że rabusie w tym czasie mierzą do niego z pistoletów, również nie stanowi problemu. Nie dość, że zna liczby pierwsze powyżej liczby 100, to jeszcze potrafi z nich korzystać. Tripp to zabawny chłopak, którego poczynania na terenie opanowanego przez przestępców banku pogłębiają sympatię, jaką od początku wzbudza. Zwłaszcza sposób, w jaki zjednuje sobie rabusiów, by ostatecznie ich przechytrzyć. A to, że przyjdzie Wam do głowy, że być może i on jest zamieszany w całą tę hecę z podwójnym napadem, sprawi, że zaczniecie go postrzegać jako geniusza zbrodni.


P.S. Następnym filmem będzie Wolność słowa ;-)

sobota, 9 marca 2013

Dziewczyna z Alabamy

Miało być sympatycznie. I jest, przynajmniej dla mnie. Już choćby przez obecność w tym filmie przeboju zespołu Lynyrd Skynyrd Sweet Home Alabama. I Reese Witherspoon, dla której czas Spaceru po linie, za który otrzymała Oscara w 2006 roku dopiero nadejdzie. Jest tu też Patrick Dempsey, któremu część widzów kibicuje, choć wiedzą, że amerykańskie zakończenie komedii romantycznej nie powinno być inne od tego, które ostatecznie zobaczą. 

Scenarzysta C. Jay Fox i reżyser Andy Tennant trzymają się żelaznego schematu "american dream", w którym dziewczyna ucieka z małej mieściny do wielkiego miasta, by tam rozwinąć skrzydła, czyli zrobić karierę, zostać kimś sławnym, zakochać się z wzajemnością, wyjść za mąż i żyć długo i szczęśliwie. Tylko że w przypadku Dziewczyny z Alabamy w owym schemacie kryje się haczyk.


Tytułowa dziewczyna to Melanie Carmichael, stawiająca pierwsze kroki w świecie mody nowojorska projektantka. Jej kariera właśnie nabiera rozpędu. Najnowsza kolekcja chwalona jest ze wszystkich stron. W dodatku właśnie zaręczyła się z synem burmistrz Nowego Jorku, dobrze rokującym młodym politykiem, Andrew Henningsem (w tej roli Patrick Dempsey). Jest tylko jeden mały problem. Aby ów problem rozwiązać, Melanie wraca do rodzinnego miasteczka gdzieś w Alabamie, ku radości rodziców i starych znajomych, którzy nie widzieli jej od siedmiu lat. Mniej uradowany wizytą Melanie i celem tej wizyty jest Jake (Josh Lucas), który jest ... mężem Melanie, a który wciąż nie dał jej rozwodu. Ani Andrew, ani tym bardziej jego nieprzychylnie nastawiona do dziewczyny matka, nie mogą poznać prawdy o skrywanym małżonku, dlatego Melanie zrobi wszystko, żeby nakłonić Jake'a do podpisania papierów rozwodowych, by móc natychmiast wrócić do Nowego Jorku.

Niezrozumiały upór Jake'a pozwoli Melanie na odnowienie więzi zarówno z rodzicami, jak i ze starymi przyjaciółmi, choć przyjdzie jej ten proces w bólu, także w bólu głowy, który znany jest wszystkim budzącym się nazajutrz po imprezie. Sytuację skomplikuje dziennikarz, który pojawi się rezydencji Carmichaelów, oraz sam Andrew, który postanowi zrobić narzeczonej niespodziankę. O ile pierwszego Melanie wyprowadzi w pole, by nie odkrył, że tak naprawdę nazywa się Melanie Smooter i mieszka w małym, zagraconym domku, o tyle temu drugiemu zdecyduje się wyznać prawdę. Także tę o mężu. Cała historia ma piękne, romantyczne zakończenie, choć dla niektórych niezrozumiałe ;-)


Drugoplanowa rola Dempseya w tym filmie w jakiś specjalny sposób nie porywa. Grana przez niego postać zdobywa punkty za romantyczne gesty, specyficzne zaręczyny, czy samo uczucie do Mel. Brak mu jednak drapieżności, która chyba powinna cechować się postać polityka, zwłaszcza syna kobiety tak bezwzględnej, za jaką ma uchodzić pani burmistrz grana przez Candice Bergen. Andrew potrafi sprzeciwić się matce w obronie narzeczonej, natomiast w walce o ukochaną kobietę jest już mniej wyraźny, najwidoczniej uznając, że przekonanie o wzajemności uczucia jest wystarczającym atutem. Tylko, niestety, czasami samo przekonanie nie wystarcza.


P.S. Następny film to Flypaper ;-)

czwartek, 7 marca 2013

Zaczarowana

Chyba tylko z czystej przekory zdecydowałam się rozpocząć przegląd filmów z Patrickiem Dempseyem od tego właśnie obrazu. Również dlatego, że od dzieciństwa uwielbiam Disneya i jak do tej pory nic nie wpłynęło na zmianę moich uczuć. A Zaczarowana to film wręcz czarujący. Disney mógłby kręcić więcej takich filmów.


Scenarzysta Bill Kelly i reżyser Kevin Lima sięgnęli po całe dobro, jakie Disney zgromadził do tej pory i wyciągając z najpiękniejszych kreskówek to, co miały najlepszego czy też najbardziej urokliwego stworzyli film, na który można pójść zarówno w ramach rodzinnych wypadów do kina, jak i romantycznego wieczoru z drugą połówką. Możemy więc zobaczyć tu motywy z Kopciuszka, Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków czy Śpiącej Królewny, a nawet Czerwonego Kapturka. Dodali do tego układy choreograficzne i jak przystało na disneyowską produkcję świetne piosenki, a połączywszy to z wzbudzającymi sympatię odtwórcami głównych ról, otrzymali film, który zebrał ponad dwadzieścia filmowych nominacji i trzy nagrody Saturna.

Główną bohaterkę, Giselle (w tej roli Amy Adams) poznajemy w dniu, który zmieni jej dotychczasowe, prowadzone wśród przyjacielskich zwierzątek leśnych, życie. Oto przyśnił jej się książę, który, jak Giselle wierzy, jest gdzieś tam w królestwie Andalazji i kiedyś na pewno się zjawi na progu jej domu. Książę Edward (James Marsden) rzeczywiście pojawia się w samą porę, by uratować ją z rąk paskudnego trolla, a ujrzawszy dziewczynę natychmiast postanawia ją poślubić. Nie wie jednak, że jego macocha, królowa Narissa, zrobi wszystko, by nie dopuścić do ślubu pasierba. W dniu ślubu wpycha Giselle do studni, tym samym wysyłając ją do ... Nowego Jorku, miejsca, gdzie "nikt nie żyje długo i szczęśliwie". W Nowym Jorku Giselle, wierząca w siłę miłości, rozmawiająca ze zwierzętami marzycielka i romantyczka spotka Roberta, prawnika, specjalistę od rozwodów (w tej roli uroczo przystojny Patrick Dempsey) i jego córeczkę Morgan. Pojawienie się Giselle w ich życiu, mieszkaniu, a także u Roberta w pracy zmieni życie obojga, szczególnie samego Roberta. A ponieważ jest to produkcja Disneya, wiadomo jakie będzie zakończenie, zanim to jednak nastąpi, widz ma okazję zobaczyć wiele zbiegów okoliczności, przypadków, pomyłek, radosnych epizodów, słowem, zostanie zaczarowany.

 

Postać Roberta, w którą wciela się Dempsey, urzeka nas przede wszystkim pełnym oddaniem córeczce, o którą, po śmierci żony, coraz bardziej się martwi. Chce, by wyrosła na silną kobietę i dlatego, jak próbuje wyjaśnić Giselle, nie czyta jej bajek. Ale przecież marzenia czasami się spełniają, a prawdziwa miłość rzeczywiście istnieje, próbuje oponować jego towarzyszka i w końcu nawet on, twardo stąpający po ziemi adwokat, pragnący zawrzeć małżeństwo z rozsądku, zacznie w to wierzyć. Samego Dempseya w tym filmie nie da się nie lubić. Przystojniak, z uroczym uśmiechem i niesforną grzywką, podbije każdą, niekoniecznie marzycielską, damę. Nie mam serca zarzucać mu w tym filmie czegokolwiek, bo brzmiałoby to jak pretensje do kreskówki, że ma za mało wyraziste kolory. Zarówno on, jak i Adams zmierzyli się z wyzwaniem rzuconym im przez Disneya, i udało im się z tej potyczki wyjść obronną ręką.


 

P.S. Nie zdradzę następnego filmu, ale przyznam, że też będzie ... sympatyczny ;-)

sobota, 2 marca 2013

Marzec z ...

Fakt bycia w podróży przez ostatnich kilka dni spowodował, że nie mogłam, jak planowałam, podzielić się z Wami tożsamością Pana na miesiąc marzec. Czynię to dziś, licząc, że to jednodniowe opóźnienie zostanie mi wybaczone ;-)

Jego kandydatura została mi zaproponowana przez jedną z najbliższych mi przyjaciółek, a po przejrzeniu filmografii i zaciekawiona jej poleceniem, postanowiłam zmienić plany marcowe. Wcześniej bowiem nie brałam tego aktora pod uwagę. Nawet nie dlatego, że go w jakiś specjalny sposób nie lubię. Nie mogę też powiedzieć, że go nie lubię. Najbliżej prawdy będę, gdy powiem, że go totalnie nie znam. Aby być wyrozumiałym dla siebie, dodam, że i owszem, kilka filmów z nim widziałam, nie zwróciłam jednak na niego większej uwagi. Może gdybym uważniej przyglądała się pewnemu medycznemu serialowi? 

Urodził się 13 stycznia 1966 roku w Lewiston, w stanie Maine, jako najmłodsze dziecko irlandzkich imigrantów. Na drugie imię otrzymał Galen, na świecie zaś witali go nie tylko rodzice, ale i dwoje starszego rodzeństwa. Jako nastolatek występował w cyrku, a jego umiejętności żonglerki zostały dostrzeżone zarówno na Stanowych Zawodach Żonglerskich, jak i tych międzynarodowych. Pobierał lekcje tańca, co niewątpliwie pomogło mu w jego późniejszych rolach, tych teatralnych i tych ekranowych.

Mając 21 lat poślubił matkę swojego najlepszego przyjaciela, starszą od niego o lat dwadzieścia sześć Rocky Parker. Burzliwe i wzbudzające wiele plotek małżeństwo zakończyło się w 1994 roku, a pięć lat później Jill Fink stała się jego kolejną wybranką. Para doczekała się trójki dzieci: córki imieniem Tallulah i bliźniaków Darby'ego i Sullivana.

Występował na deskach teatru w San Francisco i Nowym Jorku, a na złotym ekranie zadebiutował po raz pierwszy w 1985 roku. W filmie Grzeszni chłopcy wystąpił u boku Donalda Sutherlanda, Andrew McCarthy'ego czy Phillipa Bosco. Został dostrzeżony i od tamtej pory zagrał w ponad pięćdziesięciu filmach i kilku serialach. Ale dopiero rok 2005 wpłynął na jego pozycję w świecie kina. Wtedy to przyjął rolę dra Dereka Shepherda w mającym wkrótce powstać serialu stacji ABC Grey's Anatomy - Chirurdzy. Od tej pory kojarzony przede wszystkim z tą rolą, jest jednak aktorem skrywającym wiele dowodów dobrej gry aktorskiej, nie tylko w serialowym wydaniu.

Chyba już wiecie, o kim mowa ;-)

Panie i Panowie, przed Wami...

Patrick Dempsey