piątek, 18 stycznia 2013

Charlie i fabryka czekolady


To film wybrany przez użytkownika o nicku Ciuniek, który trafnie zgadł, że w Wakacjach w kurorcie Johnny Depp całemu gronu widzów pokazuje swoje kształtne, młodzieńcze pośladki. Mimo iż wybór lekko mnie zaskoczył, wszak nie jest to najlepszy i niekoniecznie mój ulubiony z filmów Deppa, obejrzałam Charliego… nie bez przyjemności. Lubię tę historię, ponieważ w prosty, nieskomplikowany sposób przekazuje swoje moralne przesłane. Tu również jedną z głównych ról gra czekolada, a choć bohaterem całej historii jest mały Charlie Bucket, to jednak Willy Wonka, w którego wciela się Johnny Depp, jest dla owej historii postacią kluczową.


Nie jest to pierwsza próba zmierzenia się z opowieścią o ekscentrycznym właścicielu fabryki czekolady (największej na całym świecie, pięćdziesiąt razy większej od największej), bowiem w roku 1971 reżyser Mel Stuart stworzył film o tytule Willy Wonka i fabryka czekolady, gdzie główną rolę grał Gene Wilder, którego dziś, w kręconych włosach i cudacznym fioletowym surducie, spotkać możemy w licznych, krążących po Internecie, tzw. memach. Tym razem, w roku 2005, po Willy’ego sięgnął Tim Burton, i nauczony doświadczeniem współpracy z Deppem, zaprosił go do odegrania roli właściciela. Pośród aktorów wyróżnia się Helena Bonham Carter, ze swymi ogromnymi brązowymi oczami i rozczochranymi włosami, wcielająca się w postać matki Charliego, i Christopher Lee, który gra ojca Willy’ego Wonki, apodyktycznego i surowego stomatologa, z gatunku takich, których bardzo się boję, ale na swoje szczęście jeszcze nigdy w gabinetach dentystycznych nie spotkałam. Całości dopełniają młodociani aktorzy i muzyka Danny'ego Elfmana, którego większość kojarzy z muzyki do Batmana z 1989 roku czy innych obrazów Burtona, jak Edward Nożycoręki, czy Jeźdźca bez głowy.

Johnny Depp jako Willy Wonka nosi popularną jeszcze niedawno fryzurę „na grzybka” (prawie, że atomowego), do tego ma bladą, porcelanową wręcz cerę, na której nie ma ani śladu zmarszczek, czy możliwych zarumień. Willy Deppa tak naprawdę nie przepada za dziećmi, prawdopodobnie jawią mu się jako dwunożne stwory, pałętające się pod nogami, z nieustannymi żądaniami na ustach i pełne arogancji. To, że produkuje czekoladę, ulubiony dziecięcy przysmak (i nie tylko), nic nie znaczy. Produkowanie czekolady wszak nie implikuje, a już na pewno nie gwarantuje miłości do najmłodszych przedstawicieli naszej rasy. Niezrozumienie, a czasem i obrzydzenie dziecięcych zachowań obserwujemy w mimice Willy’ego, którego wzdrygnięcia i ruchy gałek ocznych oddają więcej niż słowa. Jego zachowanie dziwi więc, gdy przypomnimy sobie, że wizyta milusińskich była pomysłem samego Wonki.

Willy Wonka postanowił bowiem, po wielu latach ukrywania się przed światem, zaprosić do swojej fabryki pięcioro dzieci, które w jego czekoladzie znajdzie złoty bilet. Wraz z opiekunami będą mogli zwiedzić całą fabrykę, na koniec zaś jedno z nich otrzyma wspaniałą niespodziankę. Przez czas zwiedzania kolejne dzieci padają ofiarami własnych dziecięcych grzechów, jak obżarstwo czy chciwość. Do serca Willy’ego zda się przemówić swymi słowami i poczynaniami nasz główny bohater, Charlie. Jego słowa, że słodycze nie muszą mieć sensu, dlatego są słodyczami spotykają się z cichą aprobatą Wonki, która odbija się w uśmiechu wędrującym aż do oczu.

Ostatecznie to Charlie przebije się przez porcelanową pokrywę pana Wonki, wykorzystując do tego to, czego Willy pojąć przez wiele lat nie potrafił, a zrozumiał dopiero wtedy, gdy przestała smakować mu... czekolada.


P.S. Ze względu na to, że zwycięzcą ex aequo była moja rodzona siostra, na jej życzenie następnym filmem będzie ... Rozpustnik ;-)

3 komentarze:

  1. Ja uważam, że właśnie w tym filmie możemy zobaczyć wielkość i nietuzinkowość John'ego Depp'a, właśnie przez sposób i styl w jakim wciela się w postać Wonki (myślę tu o aktorstwie niewerbalnym, mimice którą zauważamy w czasie oglądania). Johny w tym filmie pokazuje, po czym tak naprawdę poznaje się aktora przez duże "A". Odnoszę wrażenie, że Johny poprzez ten film chce nam powiedzieć, że klasę aktora poznaje się nie tylko po umiejętności gry słowem, lecz także, a może przede wszystkim gry całą swoją osobą... Dlatego m.in. wybrałem ten film jako swoją propozycję...
    P.S. Sylwia znasz mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sposób się nie zgodzić z tą opinią, aczkolwiek z przekory polemizuję, bo uważam, że są inne filmy Deppa, w których możemy oglądać jego aktorstwo przez duże A. Będą wkrótce ;-) Aktorstwo Deppa w "Charliem..." to w dużej mierze efekt jego pracy metodą Stanisławskiego, możesz sobie doczytać w Internecie, co to za metoda i jej niezwykły twórca ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałem o tej metodzie i osobiście uważam, że Stanisławski ma rację. Jego metoda, moim zdaniem jest esencją aktorstwa. Osobiście nie lubię aktorów, którzy do tego co robią podchodzą na zasadzie "na odczep się", którzy bardziej są aktorami dziennikarskich fleszy niż sceny, a niestety jest wielu takich, którzy są aktorami nie dla samego aktorstwa lecz dla sławy. Których bardziej znamy z pierwszych stron gazet niż filmów w których występowali. Jak dla mnie Aktorstwo to sztuka z górnej półki i jeśli ktoś decyduje się związać swoje życie z aktorstwem swoje życie winien poświęcić się temu zajęciu z należnym szacunkiem i profesjonalizmem. Dobrze więc, że jest taki ktoś jak JD i chwała mu za to co robi.

    OdpowiedzUsuń