czwartek, 31 stycznia 2013

Koniec miesiąca z ...

Zdaję sobie sprawę, że po obejrzeniu czternastu filmów z Johnym Deppem, można wciąż odczuwać niedosyt. W końcu zagrał on w ponad pięćdziesięciu filmach, a zaprezentowane przeze mnie filmy nie stanowią nawet połowy jego dorobku artystycznego. Zarówno te dobre, jak i te złe, o których zapewne Johnny Depp wolałby zapomnieć. Po przyjściu na świat jego dzieci, przyznał on, że wolałby od tej pory grać tylko w takich filmach, na które nie będzie się wstydził zabrać do kina swoich pociech. Być może dlatego z takim entuzjazmem przystąpił do realizacji projektu Piraci z Karaibów, gdzie w czterech kolejnych częściach wcielał się w postać Jacka Sparrowa, kapitana 'Czarnej Perły', który wplątuje się w przygody z każdą kolejną częścią ciekawsze.

Klątwa Czarnej Perły



 Skrzynia umarlaka


 


Na krańcu świata




Na nieznanych wodach




Uznaje się, że to właśnie rola Sparrowa zapewniła Deppowi sukces, sławę i pieniądze, krążyły bowiem pogłoski, że za rolę w czwartej części Piratów... aktor otrzymał rekordową gażę w wysokości sześćdziesięciu czterech milionów dolarów. Sympatycznego i zwariowanego pirata nie sposób nie lubić, osobiście byłam świadkiem seansu tego filmu w ramach nocnego maratonu, gdzie pierwsze pojawienie się Jacka Sparrowa na ekranie w początkowych minutach filmu przywitane zostało burzliwymi i wywołującymi dreszcze oklaskami z widowni. Niesłusznie mówi się, że Depp manierę kapitana Sparrowa z Piratów... przeniósł do swoich następnych filmów, ponieważ każdy kto widział przynajmniej dwa lub trzy jego wcześniejsze obrazy wie, że owa maniera, dotycząca mimiki twarzy czy gestów czy mówienia półgębkiem, nie jest manierą kapitana Sparrowa. Jest manierą Johnny'ego Deppa. To jest właśnie styl, jaki aktor kształtuje od dwudziestu dziewięciu lat, tyle bowiem lat można go podziwiać na ekranach kin.

Spośród tych jego filmów, których nie zdążyłam bądź nie chciałam obejrzeć, zwróciłabym szczególną uwagę na cztery z nich. Każdy widziałam wcześniej, w miesiącu styczniu chciałam jednak skupić się na innych obrazach.

Pierwszy z nich to Dziewiąte wrota, nakręcone przez Romana Polańskiego na podstawie powieści Artura Perez-Reverte Klub Dumas, gdzie Depp wciela się w postać bibliotekarza mającego odnaleźć zaginione egzemplarze księgi do satanistycznych rytuałów. Partneruje mu ukochana Polańskiego, Emmanuelle Seigner, a smaku dodaje fakt, że fascynacja ciemną stroną świata zapoczątkowana Nożem w wodzie i Dzieckiem Rosemary, pozostała w Polańskim mimo przeżytej tragedii.

Drugi z nich to Pewnego razu w Meksyku: Desperado 2. Johnny Depp gra tu agenta CIA Sandsa, ścigającego El Mariachi i całą gangsterską siatkę. Bohaterski, choć okrutny agent marnie skończy, stanie się jednak symbolem walki do samego końca.

Trzeci film to Sekretne okno. Przyznaję, film jest beznadziejny. Główny bohater grany przez Deppa lubi snuć się po ekranie w szlafroku, z chyba nigdy nie czesanymi włosami i knuje intrygę mającą na celu oszukanie byłej żony i pozbycie się natręta oskarżającego go o plagiat. A mimo to, warto go obejrzeć, bo chyba tylko i wyłącznie dzięki Deppowi, to oglądanie staje się znośniejsze.

Ostatni film wprost uwielbiam, ale to chyba dlatego, że uwielbieniem darzę wszystkie filmy gangsterskie. Wrogowie publiczni, choć tytuł wskazuje nam liczbę mnogą, jest przede wszystkim historią ostatnich lat życia najsłynniejszego bodajże gangstera lat 30-tych, Johna Dillingera. Razem z nim przemierzamy Amerykę rabując banki i rozkochując w sobie ukochaną kobietę. Do tego stopnia, że pod koniec filmu lubimy Dillingera i to jemu kibicujemy, nie zaś sprawiedliwym w postaci agentów FBI.

Johnny Depp nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o swoją karierę filmową. Niedawno potwierdzono, że w 2015 roku planowana jest piąta część Piratów..., wcześniej jednak będzie można zobaczyć Deppa w takich filmach jak Rex Mundi, Jeździec znikąd, Shantaram, czy In the Hand of Dante. Być może, że tylko ja jestem ciekawa, czym Johnny Depp, kończący w tym roku pięćdziesiąt lat, jeszcze nas zaskoczy.


Alicja w Krainie Czarów

Nie po raz pierwszy zdarzyło się Deppowi ukraść film głównemu bohaterowi. Kolejny z zakręconych filmów Burtona jest fantazją na temat fantazji, a dokładniej rzecz ujmując, opowiada o dalszych losach Alicji, która w wieku dziewiętnastu lat powraca do Krainy Czarów, by zdjąć z tronu okrutną Królową Kier. Alicja (w tej roli Mia Wasikowska) nie pamięta nic ze swego poprzedniego pobytu, co napawa mieszkańców Krainy przerażeniem. Oto bohaterka, w której pokładali wielkie nadzieje, nie pamięta nawet, że oni w ogóle istnieją. Przekonana, że wciąż śni, brnie przez Krainę Czarów napotykając coraz dziwaczniejsze postacie.


Szalony Kapelusznik, w postać którego wcielił się Depp właśnie, stanie, a właściwie zasiądzie na jej drodze, przy stole przygotowanym do picia popołudniowej herbaty. Błyskając zielonymi, kocimi wręcz oczami, zaoferuje swoją pomoc w dostaniu się do Białej Królowej i pomoże jej uciec przed ścigającym ją Skazeuszem i rycerzami Czerwonej Królowej. Być może, gdyby nie podanie obsady, mało kto domyśliłby się który z hollywoodzkich aktorów wciela się w postać Kapelusznika. Nie poznasz, widzu, brązowych oczu, a ciemna czupryna skrywa się pod burzą pomarańczowych włosów. Wprawne ucho wychwyci specyficzny głos Johnny'ego, ci jednak, którzy skazani zostali na wersję z dubbingiem (gdzie głosu Kapelusznikowi użycza Cezary Pazura), powinni cieszyć się, że Burton nie wpadł na pomysł, by informację tę zataić.

Pojedynek Białej Królowej z Królową Kier jest właściwie pojedynkiem na miny i maniery, pojedynkiem charakterów, a w rolach obu koronowanych głów zobaczyć możemy Anne Hathaway (Biała Królowa) i Helenę Bonham Carter (Królowa Kier). Wierny Białej Królowej Kapelusznik przez chwilę służy też na dworze Królowej Kier, służbę tę jednak wykorzystuje, by pomóc Alicji, a przypłaca skazaniem na ścięcie.

Moim zdaniem, Depp jako Szalony Kapelusznik do tego stopnia zawładnął tym filmem, że pozostaje jedyną postacią, może poza Kotem z Cheshire, która jako pierwsza się z obrazem tym kojarzy.

- Czyżbym oszalał?
- Tak, na to wygląda. Odbiło ci, zbzikowałeś. Ale coś ci powiem w sekrecie: Tylko wariaci są coś warci.


P.S. Zapraszam na zakończenie miesiąca z Johnnym Deppem :)
 

Sweeney Todd

Johnny Depp lubi współpracę z Timem Burtonem. Z wzajemnością. To z nim stworzył swoje najbardziej ekstrawaganckie i niekonwencjonalne postaci, m.in. Edwarda Nożycorękiego, Eda Wooda, Ichabode'a Crane'a czy Willy'ego Wonkę. Tym razem Burton sięgnął po słynny broadwayowski musical i przy pomocy doborowej obsady przeniósł go na ekrany kin, w głównej roli Sweeney Todda obsadzając swego ulubieńca.

Sweeney Todd był kiedyś młodym i szczęśliwym małżonkiem, któremu niedawno urodziła się córeczka. Jego szczęście zostało zniszczone, gdy łasy na jego żonę sędzia oskarża go niesłusznie i zsyła na wygnanie. Po latach wraca do Londynu, a przepełniony goryczą i nienawiścią, marzy jedynie o zemście. W tym celu wynajmuje swój dawny zakład, pod którym urocza Mrs. Lovett (niesamowita Helena Bonham Carter) prowadzi piekarnię, i rozpoczyna swój demoniczny proceder. Nieustannie pragnie zgładzenia samego sędziego i odzyskania córki, która znajduje się pod opieką despoty.

Jak na musical przystało, film przeplatają piosenki i to piosenki niewiarygodne, jak choćby wykonywana przez Sweeney Todda Epiphany. Kiedy dowiedziałam się, że utwory w filmie wykonywane są przez aktorów, nie zaś przez profesjonalnych wokalistów, notowania musicalu wzrosły, podobnie jak sympatia do Johnny'ego Deppa. Całkiem dobrze mu to śpiewanie wychodzi, co w sumie nie powinno dziwić, jeśli się wie, że był on gitarzystą, rzadziej wokalistą w kilku rockowych zespołach, zanim został aktorem i w czasie kariery aktorskiej również. Jeśli się tego nie wie, cóż, zaskoczenie tym większe. I przyjemniejsze.

Stworzona przez Deppa kreacja Sweeney Todda jest naprawdę demoniczna, zupełnie w burtonowskim stylu. Zwichrzone włosy z jednym siwym pasmem, znamionującym traumatyczne przeżycia, których bohater doświadczył, szalone spojrzenie, a jak śpiewa... Sami posłuchajcie.


P.S. Ostatnim filmem w tym miesiącu będzie ... Alicja w Krainie Czarów ;-)

Marzyciel

Niewątpliwie jest to jeden z moich ulubionych filmów z Johnnym Deppem w roli głównej. Finding Neverland to historia oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia Jamesa Matthewa Barriego, autora słynnej wśród dzieci i dorosłych powieści Piotruś Pan. Film wyreżyserował Marc Forster, na podstawie scenariusza Davida Magee. Choć można spotkać się z opiniami, że jest to zdecydowanie kiczowata opowieść i najgorszy z powstałych filmów Deppa, osobiście uważam, że osnuta bujną wyobraźnią toczy się w nim dramatyczna historia o potrzebie ciepła i przyjaźni, o poszukiwaniu szczęścia.

 

Po klapie jego ostatniej sztuki, J.M. Barrie usilnie szuka pomysłu na kolejną, która tym razem odniesie sukces przysparzając jemu i właścicielowi teatru zysków i pochlebnych opinii. Inspiracji poszukuje on na spacerach ze swym psem, Portosem, i to dzięki niemu poznaje rodzinę Llewelyn-Davies: młodą wdowę imieniem Sylvia (w tej roli Kate Winslet) oraz jej czterech synów: George, Jacka, Michaela i Petera. To właśnie ich przygody postanawia opisać w swej najnowszej sztuce pan Barrie, zwany przez chłopców wujkiem Jimem. 

James zaprzyjaźnia się z całą rodziną, a cały swój wolny czas poświęca na zabawy z chłopcami. Jego znajomość z chłopcami, a przede wszystkim z ich matką, nie podoba się ani jego żonie, ani matce Sylvii (Julie Christie), ani tym bardziej towarzystwu, z którego oboje się wywodzą. Mimo to, James konsekwentnie kontynuuje przyjaźń, zwłaszcza gdy odkrywa że Sylvia jest ciężko chora. Ponieważ sam nie posiada dzieci, czuje, że ci chłopcy, osieroceni przez ojca i mający wkrótce stracić matkę, będą go potrzebować. Ba, być może to nawet on bardziej potrzebuje ich, niż oni jego. 

Za rolę w Marzycielu Johnny Depp został nominowany do Oscara w 2005 roku, w wyścigu po statuetkę wyprzedził go jednak Jamie Foxx za rolę w filmie Ray. Sam Marzyciel otrzymał aż siedem nominacji, w tym za najlepszy film, statuetkę Akademii otrzymał natomiast Jan A.P. Kaczmarek za najlepszą muzykę oryginalną. 


Depp w tym filmie jest właśnie tym, kim był jego bohater, Piotruś Pan. Jest chłopcem, który nie chciał dorosnąć. Poszukiwania Barriego oraz stworzenie przez niego krainy szczęśliwości, Neverlandu, to doskonały dowód na to, że chciał on pozostać chłopcem i nie myśleć o dorosłości. Być może dlatego, rola J.M. Barriego tak bardzo Johnny'emu odpowiada: czyż nie jest on Piotrusiem Panem? Chłopcem, który nie chce dorosnąć?



P.S. W następnym filmie pozostaniemy w Londynie, zmienimy tylko klimat na bardziej demoniczny: Sweeney Todd - demoniczny golibroda z Fleet Street ;-)

środa, 30 stycznia 2013

Z piekła rodem

Kiedy w 1888 roku w londyńskiej dzielnicy Whitechapel zaczął grasować seryjny morderca posiadający znakomitą wiedzę z zakresu anatomii i medycyny, na mieszkańców dzielnicy i całego Londynu padł blady strach, na policję zaś poczucie bezsilności i bezradności. Szybko jednak natrafiono na klucz, zgodnie z którym morderca, podpisujący się pseudonimem Jack The Ripper, wybierał swoje ofiary. Od tej pory żadna z prostytutek, czy to pracujących, czy mieszkających w Whitechapel, nie mogła czuć się bezpiecznie. Tak jak niespodziewanie zabójca rozpoczął swą działalność, tak samo nagle ją zakończył, pozostawiając sprawę swej tożsamości wciąż otwartą. W 1999 roku Alan Moore wydał komiks oparty na historii Kuby Rozpruwacza, do rozwiązania zagadki zaś wybrał jedną z istniejących i najpopularniejszych hipotez. Dwa lata później bracia Hughes wyreżyserowali film Z piekła rodem, którego fabuła opierała się o stworzony na podstawie komiksu scenariusz Rafaela Yglesiasa i Terry'ego Hayesa.


Z piekła rodem to historia opowiedziana z perspektywy młodego, londyńskiego inspektora Fredericka Abberline'a (Johnny Depp), który wraz ze swym partnerem, sierżantem Peterem Godleyem (Robbie Coltrane) próbuje rozwiązać zagadkę psychopaty, który nocami wędruje po Whitechapel i nie dość, że zabija prostytutki, to jeszcze bestialsko okalecza je pozbawiając narządów. Inspektor Abberline niewątpliwie ma problem z opium i absyntem, oba narkotyki używane są przez niego nadmiernie, pozwalają mu one jednak doświadczyć niezwykłych wizji, w trakcie których widzi on mające nastąpić morderstwa. W przeżywanych obrazach Abberline nie jest jednak w stanie dojrzeć twarzy mordercy, przez co za wszelką cenę chce on rozwikłać zagadkę korzystając ze swej intuicji i inteligencji.

Prowadzone dochodzenie zetknie go w końcu z prostytutkami, przyjaciółkami, które najprawdopodobniej stały się świadkami czegoś, czego widzieć i o czym wiedzieć nie powinny, a co w efekcie sprawiło, że ich życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Zwłaszcza jedna z nich, Mary Kelly (w tej roli zjawiskowa rudowłosa Heather Graham) darzy inspektora sympatią, która nie jest podszyta zwyczajową dla jej koleżanek niechęcią do stróżów prawa. Sympatia zdaje się być przez Abberline'a odwzajemniona, przez co zwiększa on starania o odnalezienie Kuby Rozpruwacza, wie bowiem, że Mary może być następną ofiarą szaleńca. Do pewnego momentu inspektor nie ma pojęcia, że swoimi działaniami zwraca na siebie uwagę masonów oraz oddziału specjalnego zajmującego się sprawami rodziny królewskiej. Sprawa wikła się wraz z odkryciem tożsamości kochanka jednej z zabitych prostytutek, a tymczasem tajemnica Kuby Rozpruwacza wciąż pozostaje zakryta.

Abberline zbliżony jest trochę do konstabla Ichabode'a Crane'a z Jeźdźca bez głowy, bo i epoka podobna, i historia równie nieprawdopodobna. Obaj panowie stoją na straży prawa i porządku, korzystają jednak z zupełnie innych metod. O ile Crane starał się wyjaśnić wszystko w sposób racjonalny i za pomocą naukowych metod, o tyle Abberline nie waha się sięgać po środki niekonwencjonalne, a do takich bez wątpienia należy sesja w wannie po spożyciu opium z absyntem. Efekty są jednak podobne, można więc przymknąć oko na nienaukowość metody. Ale takiego Deppa to ja wyjątkowo lubię. Surdut, lekki wąs, półdługie włosy i to czujne - mimo opium - spojrzenie. 





P.S. Kolejną podróż odbędziemy w kierunku Nibylandii razem z ... Marzycielem ;-)

Dziennik zakrapiany rumem

Puerto Rico Welcome... głosi napis, który główny bohater widzi tuż po przebudzeniu na gigantycznym kacu i rozsunięciu zasłon w pokoju hotelowym. Jego oczy napotykają jaskrawe słońce, nienaturalną wręcz - dla mieszczucha - błękitną barwę nieba i oceanu, a zaraz potem spróbuje przestawić swój wciąż jeszcze upojony organizm na tryb normalnego funkcjonowania.


Dziennik rumowy Hunter Thompson napisał już w 1960 roku, zanim jednak został wydan musiało minąć trzydzieści osiem lat, a kiedy zostały utrwalone w postaci kinowego obrazu, był już rok 2011, sam zaś autor powieści nie żył od lat sześciu. Reżyser Bruce Robinson zaadaptował powieść Thompsona i dał światu do zobaczenia w postaci filmu pod tytułem Dziennik zakrapiany rumem. Pamiętny Raoul Duke powraca jako Paul Kemp, dziennikarz z Nowego Jorku szukający szczęścia (i pracy) w karaibskim raju. Na pięknej wyspie Puerto Rico trafia do podrzędnej gazety, w której może i nie spełni marzeń o karierze dziennikarskiej i pisarskiej, ale na pewno pisząc horoskopy i relacje z konkursów kręglarskich, będzie miał czas, by oddawać się swej ulubionej rozrywce, czyli piciu alkoholu.

- Rzucił Pan picie?
- Ograniczyłem.
- Oh. Chyba rozmiar butelek. Kiedy udało się Panu wypić 161 butelek rumu? Wychodzi po 93 tygodniowo. Jak często uzupełniają barek?
- Nie są wliczone?
- Nie, panie Kemp.

Jak jednak przystało na Amerykanina na obcej, choć należącej do Stanów, wyspie, Paul Kemp w krótkim czasie wplątuje się zarówno w konflikt z prawem, jak i machlojki tamtejszych biznesmenów marzących o stworzeniu na rajskiej wyspie równie rajskiego kurortu kosztem tubylców. Sytuację skomplikuje pojawienie się pięknej kobiety imieniem Chenault (w tej roli Amber Heard), której tak łatwo nie odda Kempowi jej narzeczony, grany przez Aarona Eckharta, Hal Sanderson. Żeby pośrodku raju nie było zbyt groźnie, przyjaciele Paula z redakcji pomogą mu wyjść z niektórych problemów - lub wpakować się w gorsze. Na uwagę wśród nich zasługuje Moburg, alkoholik i narkoman, czule wspominający Hitlera i chętnie słuchający dawnych przemówień fuhrera (w tej roli Giovanni Ribisi, znany z takich filmów jak Avatar, Wrogowie publiczni, czy 60 sekund) oraz rozmiłowany w walkach kogutów fotograf, Bob Sala (Michael Rispoli).

Oglądanie Deppa pośród takiej bajecznej scenerii, pamiętając wciąż o jego pirackim pobycie na Karaibach, ma przede wszystkim posmak słodko-gorzki. Nie jest to ani jego najgorsza kreacja, ani najlepsza, natomiast zdecydowanie Dziennik zakrapiany rumem jest filmem ważnym w jego karierze. Mając na względzie przyjaźń, jaka łączyła Deppa z Thompsonem od czasów Las Vegas Parano - a wcześniej fascynację Deppa Thompsonem jako autorem uwielbianych przez niego książek - należy przyznać, że Dziennik... powstał przede wszystkim z chęci oddania należnego szacunku jego autorowi. Sympatia Deppa do granej przez siebie postaci jest prawdziwa, sam zaś aktor bardzo przekonywujący w oddawaniu emocji oraz stanów upojenia. Podobnie jak w przypadku Las Vegas Parano, nie mogłam opędzić się od myśli, czy w czasie kręcenia filmu Johnny Depp upił się choć raz, by na prawdziwym kacu wypaść bardziej wiarygodnie.


P.S. Z rajskiej wyspy przeniesiemy się do mrocznego Londynu w podróż ... Z piekła rodem ;-)

Las Vegas Parano

Hunter Stockton Thompson miał niewątpliwie duży wpływ na rozwój kariery aktorskiej Johnny'ego Deppa. Ten amerykański pisarz i dziennikarz, utrzymujący swą twórczość w tzw. stylu gonzo, czyli relacji bardzo subiektywnych, pomieszanych jednocześnie z fikcją i autentycznymi wydarzeniami i odczuciami autora, napisał powieść Lęk i odraza w Las Vegas, na podstawie której reżyser Terry Gilliam nakręcił film Las Vegas Parano z Johnnym Deppem i Benicio del Toro w rolach głównych. Początkowo reżyserem miał być Alex Cox, zrezygnował jednak z posady w wyniku konfliktu z samym Thompsonem, dziś nazwalibyśmy to niezgodnością charakterów. Ostatecznie za kamerą stanął Gilliam, a efekt jego pracy można było w 1998 roku oglądać na ekranach kin.

Fabuła opierająca się o wspomnianą już książkę Thompsona dotyczy jego podróży z zaprzyjaźnionym rzecznikiem praw obywatelskich, Oscarem Zetą Acostą, do Las Vegas, podróży do serca 'amerykańskiego snu', na wyścig motocyklowy Mint 400. Obaj panowie zarówno w książce, jak i w filmie występują pod pseudonimami. I tak dziennikarz stał się Raoul Dukem (Depp), a rzecznik - drem Gonzo (del Toro). Obaj są też zaprzysięgłymi zwolennikami, fanami i, rzecz jasna, użytkownikami narkotyków wszelkiego rodzaju: od eteru począwszy poprzez kokainę, amfetaminę, heroinę, LSD, na ludzkiej krwi skończywszy.

Cały film utrzymany jest więc w stylu narkotycznego snu, wypełnionego majakami, halucynacjami i przerażającymi snami. Po piętnastu minutach seansu, przestał dziwić umieszczony w rogu ekranie znaczek informujący, że jest to film tylko i wyłącznie dla dorosłych. Z zaznaczeniem, że dla dorosłych o mocnych żołądkach, ponieważ częstą reakcją ponarkotykową są wymioty, których i w książce, i w filmie nie brakuje. Trudno orzec, co - oprócz przedstawienia sposobu życia i spędzania czasu przez dziennikarzy pewnego okresu historii w USA - chciał pokazać widzom Gilliam. Nie sposób zgodzić się ze stwierdzeniami biografa Deppa, Denisa Meikle, że gdyby Gilliam zrobił ten film dwadzieścia lat wcześniej, w czasach hippisów i dzieci-kwiatów, okrzyknięty zostałby guru tamtejszej kultury, sami zaś aktorzy zyskaliby poczesne miejsce nie tylko w historii kinematografii.

Depp gra tu ciekawie, choć nie w pełni swoich aktorskich możliwości. Cały film zastanawiałam się, czy łysina na czubku głowy była prawdziwa i czy choć przez jeden moment kręcenia Las Vegas Parano był pod wpływem narkotyków. Wyraziste oczy skryte za kolorowymi okularami i zasłonięte kapeluszami zastąpione zostały ekspresją sylwetki i sposobu poruszania się. A mimo to, jego gra rozmywa się wśród kolorowych, narkotycznych obrazów oraz pustynnych piasków stanu Nevada. Benicio del Toro już zawsze kojarzyć się będzie z okrutnym, bo naćpanym grubasem wyżywającym się bez powodu na pokojówce czy kelnerce w barze. Do panów w połowie filmu dołącza Christina Ricci, ale jej rola jest tak marginalna, że jedyne co można zapamiętać, to sposób, w jaki została przez obu bohaterów potraktowana. 

Po latach obcowania z ćpunami człowiek uczy się jednego: możesz stanąć plecami do faceta, ale nigdy do przyćpanego. Szczególnie, gdy macha ci przed oczami myśliwskim nożem.
Raoul Duke, Las Vegas Parano.

 
P.S. Pozostając w towarzystwie Huntera Thompsona, następnym filmem będzie ... Dziennik zakrapiany rumem ;-)
 

sobota, 26 stycznia 2013

Turysta

Przyznaję, że wybrałam ten film powodowana czystą przekorą. Zdaję sobie bowiem sprawę, że spora część fanów Deppa uważa Turystę za, jeśli nie najgorszy, to na pewno jeden z najgorszych filmów w jego karierze. Sama również nie należę do zagorzałych fanów tego obrazu. Zdecydowałam się jednak na ten film dlatego, że miałam niedawno okazję zobaczyć jego pierwowzór, czyli film Anthony Zimmer, który przypadł mi nawet do gustu, jednocześnie przywołując wspomnienie Turysty. Zimmer to obraz powstały w 2005 roku, w reżyserii Jerome Salle'a, a wśród jego obsady oprócz Sophie Marceau, Yvana Attala czy Samiego Freya, pojawia się także polski wątek w postaci Daniela Olbrychskiego wcielającego się w postać byłego agenta KGB. W Turyście, powstałym w roku 2010, trudno znaleźć wątki polskie, jest on jednak amerykańskim remakiem Anthony'ego Zimmera z wykorzystaniem takich sław jak Johnny Depp, Angelina Jolie, Paul Bettany, Timothy Dalton czy Rufus Sewell.


Elise Clifton-Ward (w tej roli Angelina Jolie) to piękna i niezwykle sprytna kochanka poszukiwanego przez Interpol gangstera, Alexandra Pierce'a, co do którego nikt już nie wie, jak wygląda, istnieje bowiem podejrzenie, że poddał się operacji zmiany twarzy. Aby go odnaleźć, Interpol śledzi więc kobietę, ta jednak prowadzona wskazówkami przez dawno niewidzianego ukochanego, za każdym razem wyprowadza stróżów prawa w pole. Tym razem wybiera się w podróż do Wenecji, by w pociągu wybrać przeciętnego turystę, swoim zaś zainteresowaniem względem niego przekonać Interpol, że to właśnie Alexander. Spotkany przez nią Frank Tupelo (Johnny Depp) to amerykański nauczyciel matematyki, któremu atencja pięknej Elise bardzo imponuje. Nie zdaje on sobie sprawy, że oto zostaje wplątany w rozgrywkę, w której stawką może być jego własne życie. Do Wenecji zawita także gangster, Reginald Shaw (w tej roli Steven Berkoff), którego Pierce pozbawił małej fortuny. Zdeterminowany, by odzyskać swoje pieniądze Shaw, nie cofnie się przed niczym, by dopaść Franka. Rosyjscy gangsterzy tłumnie więc podążają za przypadkowym turystą, a Interpol pod wodzą agenta Achesona (Paul Bettany) i nadinspektora Jonesa (Timothy Dalton) odkrywszy jego tożsamość, umywa ręce od jakiejkolwiek pomocy. Jedynie Elise próbuje odkręcić intrygę i uratować sympatycznemu nauczycielowi życie, nawet jeśli ten wybitnie jej w tym przeszkadza.

Oglądając ten film, można podziwiać piękną Wenecję, ekskluzywne stroje i nienaruszalne uczesania, w których pojawia się Jolie, a przede wszystkim błąkający się na twarzy pół-uśmiech Johnny'ego Deppa, praktycznie nieodłączny od początku filmu. Reżyser Florian Henckel von Donnersmarck nie miał chyba zamiaru zagłębiać się w fabułę pierwowzoru, który - toczony na francuskiej Riwierze - jest o wiele mroczniejszy od skąpanego w weneckim słońcu Turysty. Efekt jest taki, że widz ma przede wszystkim wrażenie, że aktorzy dobrze się bawili przy powstawaniu filmu, niekoniecznie wkładając w niego sto procent swoich aktorskich możliwości. 

Biograf Deppa, Dennis Meikle, w książce Johnny Depp. To tylko iluzja wspomina nawet, że zarówno Jolie, jak i Depp zdecydowali się na udział w tym filmie przez wzgląd na fakt, iż powstawał w Europie, przez co możliwym stało się dla nich sprowadzenie na plan filmowy swoich rodzin. Atmosfera rodzinnej sielanki, jaka prawdopodobnie zapanowała na należącym do Jolie i jej partnera Brada Pitta jachcie, na który zaglądał Depp wraz z Vanessą Paradise i dziećmi, unosi się przez całe sto trzy minuty filmu.



 P.S. Następnym filmem będzie ... Las Vegas Parano ;-)

niedziela, 20 stycznia 2013

Arizona Dream

Filmy Emira Kusturicy nie należą do najłatwiejszych. Jego sposób prezentowania świata ociera się o absurd, a bohaterowie są jednocześnie tragiczni i zabawni. Pomysł na film podobno podsunął mu jego student, nie jest to jednak informacja potwierdzona. Tytuł filmu - Arizona Dream - wydaje się nawiązywać do najsłynniejszej metafory używanej w USA, czyli 'american dream', amerykański sen, spełnienie marzeń o sukcesie i szczęściu, tak na płaszczyźnie państwowej, zawodowej, czy prywatnej. Dzień dobry, Kolumbie, takimi słowami witała głównego bohatera matka każdego poranka, aby przypomnieć mu, że Ameryka została już odkryta i że marzenia bardzo różnią się od życiowych prawd. Ojciec zaś mawiał mu, że aby zobaczyć czyjąś duszę, powinien popatrzeć najpierw na marzenia, to bowiem pozwoli mu zlitować się nad tymi, co siedzą w większym gównie niż on.


Ukształtowany w ten sposób przez tragicznie zmarłych rodziców, główny bohater, Axel Blackmar (Johnny Depp), to pracownik departamentu zajmującego się rybołóstwem i myślistwem, stąd jego fascynacja rybami. Rybami wypełnione jest jego życie i jego sny. O tym, jaką sympatią darzy on ryby, z którymi przyszło mu pracować, mówi nam na początku filmu. Ryby, które według niego, niesłusznie uznawane są za głupie, będą pojawiały się przez cały film, nagle i bez żadnego ostrzeżenia. Wywołuje to zatem wrażenie, że cały film jest snem Axela, a sny jak wiadomo, nie muszą być normalne. Wręcz przeciwnie, najczęściej są nierealne i bardzo, bardzo absurdalne. Ryba płynąca nad drzewami? Czemu nie. Stolik unoszący się w powietrzu? Ależ proszę.

Axel przyjeżdża do Arizony, uprowadzony przez przyjaciela, Paula Legera (Vincent Gallo), który jest przekonany o swoim fantastycznym talencie aktorskim. Niestety, to przekonanie zdaje się podzielać jedynie on sam. Powodem owego porwania jest ślub ulubionego wujka Axela, Leo (Jerry Lewis), właściciela salonu samochodowego, mającego poślubić młodziutką Polkę. Leo bardzo chce, by ukochany siostrzeniec był drużbą na ślubie i razem z nim poprowadził salon. Ten jednak korzysta z pierwszej lepszej okazji, by uniknąć owego losu. Taką okazją staje się romans z dużo starszą od niego, Elaine Stalker, opętaną pragnieniem latania. Axel zamieszkuje w jej domu i ku niezadowoleniu pasierbicy, Grace, próbuje zbudować dla Elaine maszynę latającą.

Każdy z bohaterów jest niezwykły. Każdy ma wady, raczej nie posiada zalet. Każdy cierpi na jakąś małą psychozę, wbrew temu, co by o sobie twierdzili. A mimo to, a może dzięki temu, wspólnie tworzą przedziwną, a piękną mieszankę dramatu i humoru. Axel miota się między kobietami, nie wiedząc, którą z nich wybrać. Przekonany, że każda pragnie śmierci, aby uwolnić się od tego ciężkiego życia, nie potrafi zdecydować, której z nich rozpacz jest większa i której z nich cierpienia powinien ukrócić. Sam również chciałby umrzeć, ale oddycha z ulgą, kiedy w czasie gry w rosyjską ruletkę pistolet nie wypala. Prześladowany przez sen o Eskimosach i rybie z oczami po jednej stronie, to w nim ostatecznie znajdzie odpowiedź na swoje egzystencjalne rozterki.

- To dziwna ryba. Kiedy dorasta jedno z jej oczu przechodzi na drugą stronę. 
- Po co? 
- To oznaka dojrzałości. 
- Znak, że przeszła przez koszmar. 
- Jaki koszmar? 
- Koszmar dzielący dzieci od dorosłych.

Muzykę do tego niezwykłego obrazu napisał sam Goran Bregovic. Jeśli więc kogoś nie przekonuje Kusturica jako reżyser, Depp jako główny bohater, to powinien przekonać go Bregovic jako autor ścieżki dźwiękowej. Przejmujące melodie wygrywane na akordeonie i pełen emocji głos w tle zostają z nami jeszcze długo po obejrzeniu filmu. Ajde jano, ajde duso!


 

P.S. Następnym filmem będzie ... Turysta ;-)

sobota, 19 stycznia 2013

Rozpustnik

Ten obraz wybrany został przez moją siostrę, która razem z Ciunkiem, podała prawidłową odpowiedź na pytanie w jednym z poniższych postów. Prawdopodobnie zgadywała, ale, niech ma. Młoda, dla Ciebie :)
Na lata jego rządów przypada rozkwit teatru, sztuk pieknych nauki i erotyki. Towarzyszą temu wojny, klęski żywiołowe, niepokoje polityczne, obawy o stan skarbca i beztroskie pijaństwo. W 1675 roku kraj budzi się na kacu. Zdesperowany Karol II prosi o pomoc wyjątkowego przyjaciela. Takimi słowami rozpoczyna się historia ostatnich lat życia największego buntownika i rozpustnika tamtych czasów. Każda epoka, każde państwo miało swojego markiza de Sade. Był nim Denis Diderot we Francji, był nim John Wilmot w Anglii. Urodzony w Anglii arystokrata, hrabia Rochester, był awanturnikiem i poetą, w swych utworach balansujący między satyrą a pornografią. To po jego życie, niezwykle burzliwe i tragicznie zakończone, sięgnął scenarzysta Stephen Jeffreys, reżyserią zaś zajął się Laurence Dunmore.

W rolę tytułowego rozpustnika wciela się Johnny Depp, a partneruje mu Rosamund Pike, wcielająca się w postać Elizabeth Malet, żony hrabiego Rochestera, śliczna w sposób przywodzący na myśl piękną Arwenę z Władcy Pierścieni, kojarzona z rolą Jane Bennet u boku Keiry Knightley i Matthew Macfadyena w Dumie i uprzedzeniu. Film rozpoczyna monolog Rochestera, który zdaje sobie sprawę, że nie przypadnie on do gustu odbiorcom jego historii, mężczyźni odczuwać będą zazdrość, kobiety zaś - obrzydzenie. Zesłany na wieś za przewiny wobec króla, zostaje wezwany do Londynu, by swym talentem pisarskim ratować rządy Karola (w tej roli John Malkovich). Wplątawszy się w romans z młodziutką aktorką, Elizabeth Barry (Samantha Morton), całymi dniami oddaje się próbom w teatrze, nocami zaś snuje się z przyjaciółmi po ulicach Londynu zanurzając się w otchłań rozpusty i pijaństwa.


Szybko okazuje się, że problemem hrabiego jest impotencja i alkoholizm, niemoc twórca natomiast jest efektem dwóch poprzednich. Przerwawszy wreszcie błędne koło, hrabia tworzy sztukę, którą król zamierza zaprezentować w czasie wizyty delegacji francuskiej. Sztuka, choć niewątpliwie arcydzieło, okaże się dziełem obrażającym majestat króla, samego Rochestera znów skaże na banicję. Opuszczony przez przyjaciół, oskarżony o tchórzostwo i zdradę, zarażony syfilisem, na wpół ślepy, wróci do żony, której ogromną, lecz nieodwzajemnioną miłość tak wiele razy wystawiał na próbę.

Ostatnim aktem dobrej woli hrabiego Rochestera wobec króla będzie wizyta w Izbie Lordów, gdzie swą płomienną mową przekonuje deputowanych do zachowania sukcesji w rodzinie Karola, mimo iż jego młodszy brat jest katolikiem. Podziękowanie króla jednak odrzuci tłumacząc, że zrobił to dla siebie.

Dla tych, którzy spodziewają się po tym filmie wielu erotycznych scen, mam złą wiadomość. Obrazy, jeśli są, są raczej aluzyjne i wywołujące skojarzenia, niż epatujące erotyzmem wprost. Sam Johnny Depp w roli swego imiennika, Johna Wilmota, przekonał mnie na pewno w jednym: w rozpaczy, jaka płynie z położenia hrabiego. Rozpacz i poczucie beznadziei płynie z każdego gestu, spojrzenia, z każdego wypowiedzianego przez Rochestera ustami Deppa słowa. Miałam poczucie, jakby owa rozpacz wlewała się w hrabiego z każdym kolejnym, wypitym przez niego kieliszkiem wina. I żadna miłość, ani miłość nieszczęśliwej żony Elizabeth, ani miłość ambitnej aktorski Lizzie, ani nawet wiadomość o narodzinach córki o imieniu - jakżeby inaczej - Elizabeth, nie są w stanie sprawić, by rozpacz owa znalazła ujście.




P.S. Następnym filmem będzie "niezwykły film o zwykłych ludziach", czyli ... Arizona Dream ;-)

piątek, 18 stycznia 2013

Charlie i fabryka czekolady


To film wybrany przez użytkownika o nicku Ciuniek, który trafnie zgadł, że w Wakacjach w kurorcie Johnny Depp całemu gronu widzów pokazuje swoje kształtne, młodzieńcze pośladki. Mimo iż wybór lekko mnie zaskoczył, wszak nie jest to najlepszy i niekoniecznie mój ulubiony z filmów Deppa, obejrzałam Charliego… nie bez przyjemności. Lubię tę historię, ponieważ w prosty, nieskomplikowany sposób przekazuje swoje moralne przesłane. Tu również jedną z głównych ról gra czekolada, a choć bohaterem całej historii jest mały Charlie Bucket, to jednak Willy Wonka, w którego wciela się Johnny Depp, jest dla owej historii postacią kluczową.


Nie jest to pierwsza próba zmierzenia się z opowieścią o ekscentrycznym właścicielu fabryki czekolady (największej na całym świecie, pięćdziesiąt razy większej od największej), bowiem w roku 1971 reżyser Mel Stuart stworzył film o tytule Willy Wonka i fabryka czekolady, gdzie główną rolę grał Gene Wilder, którego dziś, w kręconych włosach i cudacznym fioletowym surducie, spotkać możemy w licznych, krążących po Internecie, tzw. memach. Tym razem, w roku 2005, po Willy’ego sięgnął Tim Burton, i nauczony doświadczeniem współpracy z Deppem, zaprosił go do odegrania roli właściciela. Pośród aktorów wyróżnia się Helena Bonham Carter, ze swymi ogromnymi brązowymi oczami i rozczochranymi włosami, wcielająca się w postać matki Charliego, i Christopher Lee, który gra ojca Willy’ego Wonki, apodyktycznego i surowego stomatologa, z gatunku takich, których bardzo się boję, ale na swoje szczęście jeszcze nigdy w gabinetach dentystycznych nie spotkałam. Całości dopełniają młodociani aktorzy i muzyka Danny'ego Elfmana, którego większość kojarzy z muzyki do Batmana z 1989 roku czy innych obrazów Burtona, jak Edward Nożycoręki, czy Jeźdźca bez głowy.

Johnny Depp jako Willy Wonka nosi popularną jeszcze niedawno fryzurę „na grzybka” (prawie, że atomowego), do tego ma bladą, porcelanową wręcz cerę, na której nie ma ani śladu zmarszczek, czy możliwych zarumień. Willy Deppa tak naprawdę nie przepada za dziećmi, prawdopodobnie jawią mu się jako dwunożne stwory, pałętające się pod nogami, z nieustannymi żądaniami na ustach i pełne arogancji. To, że produkuje czekoladę, ulubiony dziecięcy przysmak (i nie tylko), nic nie znaczy. Produkowanie czekolady wszak nie implikuje, a już na pewno nie gwarantuje miłości do najmłodszych przedstawicieli naszej rasy. Niezrozumienie, a czasem i obrzydzenie dziecięcych zachowań obserwujemy w mimice Willy’ego, którego wzdrygnięcia i ruchy gałek ocznych oddają więcej niż słowa. Jego zachowanie dziwi więc, gdy przypomnimy sobie, że wizyta milusińskich była pomysłem samego Wonki.

Willy Wonka postanowił bowiem, po wielu latach ukrywania się przed światem, zaprosić do swojej fabryki pięcioro dzieci, które w jego czekoladzie znajdzie złoty bilet. Wraz z opiekunami będą mogli zwiedzić całą fabrykę, na koniec zaś jedno z nich otrzyma wspaniałą niespodziankę. Przez czas zwiedzania kolejne dzieci padają ofiarami własnych dziecięcych grzechów, jak obżarstwo czy chciwość. Do serca Willy’ego zda się przemówić swymi słowami i poczynaniami nasz główny bohater, Charlie. Jego słowa, że słodycze nie muszą mieć sensu, dlatego są słodyczami spotykają się z cichą aprobatą Wonki, która odbija się w uśmiechu wędrującym aż do oczu.

Ostatecznie to Charlie przebije się przez porcelanową pokrywę pana Wonki, wykorzystując do tego to, czego Willy pojąć przez wiele lat nie potrafił, a zrozumiał dopiero wtedy, gdy przestała smakować mu... czekolada.


P.S. Ze względu na to, że zwycięzcą ex aequo była moja rodzona siostra, na jej życzenie następnym filmem będzie ... Rozpustnik ;-)

wtorek, 15 stycznia 2013

Wakacje w kurorcie

Kiedy ostatni raz oglądałam ten film, miałam lat naście, i występujący w nim aktorzy nie mieli dla mnie większego znaczenia. W dodatku oglądałam go na znalezionej gdzieś głęboko w szafce kasecie VHS, co w dobie zbliżającej się epoki DVD i Internetu, nabierało znamion podróży w przeszłość. Fakt, że kaseta nie należała do mnie i w dodatku zawierała tyle na pół rozebranych kobiet i mężczyzn, sprawiał, że jej oglądanie zaczynało smakować jak zakazany owoc. A mimo to obejrzeliśmy go wtedy, z siostrą i kuzynostwem, z przyjemnością. Ze względu na projekt, sięgnęłam po niego właśnie teraz, gdy ulice pokrywają się świeżą warstwą śniegu, a mróz maluje mi na szybach co i rusz wymyślniejsze wzory.


Film ten powstał w 1985 roku. Jego reżyser, George Bowers, stawał za kamerą cztery razy (w sumie sześć, choć dwa pierwsze to epizody mało znane szerokiemu gronu publiczności), a omawiany film jest ostatnim z jego dzieł reżyserskich. Dla Johny'ego Deppa był to dopiero drugi film w jego raczkującej jeszcze karierze, po debiucie w filmie Koszmar z ulicy Wiązów, gdzie jego rola zakończyła się wymyślną śmiercią w otchłaniach łóżka. Tutaj jednak, w malowniczym i luksusowym ośrodku wypoczynkowym, Johnny Depp i Rob Morrow wcielają się w parę nastolatków, Jacka i Bena, którzy przybywają do kurortu, by poznać jak najwięcej przedstawicielek płci przeciwnej, a przynajmniej kilka z nich zaciągnąć do łóżka. Na drodze do osiągnięcia tego celu stanie im nadgorliwy szef hotelowej ochrony oraz Maestro, złodziej biżuterii realizujący na wakacjach poważne zlecenie. Chłopcy bowiem w iście mistrzowskim stylu już w pierwszych godzinach swego pobytu podpadają tak jednemu, jak i drugiemu.

Nie jest to może najlepszy z filmów, w jakich pojawili się Depp czy Morrow, ale wydaje się, że jeden z zabawniejszych, a już na pewno jeden z najluźniejszych i najmniej wymagających dla intelektu. Ot, przyjemna opowieść na zimowy wieczór. Główną rolę gra tu raczej słońca, woda i opalone kobiety i mężczyźni, a nie aktorzy, a perypetie dwojga młodych bohaterów są spychane na bok przez epizody z szefem ochrony czy Maestro, który poprzez zaloty do starszej, a bogatej damy próbuje zdobyć upragniony naszyjnik. Swoje pięć minut w czasie Wakacji... ma także Patti, kelnerka (w tej roli Emily Longstreth), Dana, wnuczka bogatej damy (Karyn O'Bryan) i Shirley, kuzynka Dany i wyznawczyni Baba Rama Lamy (tu znana z gościnnych ról w serialach Hilary Shepard). Cała ta zgraja ostatecznie okaże się przypadkową, ale bohaterską grupą, która ocali babciny naszyjnik od zniknięcia gdzieś w oddali.

Dla fanek Johnny'ego i Roba nie lada gratka, bowiem panowie prawie cały czas paradują albo bez koszuli, albo w koszulach rozchełstanych, jak na amantów florydzkich plaż przystało ;-) Jest tu też scena, w której dwudziestodwuletni Depp pokazuje publiczności... Właśnie, co? Ten, kto zgadnie, będzie mógł wybrać następny film, który obejrzę.


Czekolada

Do oglądania Czekolady należy się odpowiednio przygotować. Wszystkich, którzy jeszcze nie widzieli tego filmu (co wydaje mi się lekko niemożliwe i podejrzane), ostrzegam: nie siadajcie przed telewizorem głodni. Musicie być najedzeni i mieć pod ręką przynajmniej jedną tabliczkę swojej ulubionej czekolady. Jeśli zaniechacie tego, wierzcie, zostaniecie uwiedzeni przez czekoladę. I przez Czekoladę.


Przyjęło się, że czekoladzie towarzyszyć powinna bita śmietana, więc szwedzki reżyser, Lasse Hallstrom, kojarzony z takimi filmami jak: Co gryzie Gilberta Grape'a, Kroniki portowe, Wbrew regułom, czy Połów szczęścia w Jemenie, stosując się do tej zasady, zebrał choć nie bitą, to jednak całkiem przyjemną, śmietankę aktorską. Oprócz bohatera tego miesiąca mamy tu Juliette Binoche i Victoire Thivisol w głównych rolach Vianne i jej córki, Anouk, Judi Dench, Carrie Anne Moss, Lenę Olin, Alfreda Molinę i wielu innych. Dołożył do tego muzykę Rachel Portman, która jest jak posypka chili na tej śmietanie, i oto mamy niesamowicie bajkową opowieść. 

Historia rozpoczyna się w momencie, gdy Vianne wraz z Anouk przybywają do małego, francuskiego miasteczka na początku Wielkiego Postu i ku zgorszeniu mieszkańców i oburzeniu burmistrza, otwierają chocolaterie. Burmistrz, którego dziś nazwalibyśmy fundamentalistą religijnym, przeciwny spożywaniu słodyczy i w ogóle jakichkolwiek sytych pokarmów w czasie Postu, rozpoczyna kampanię, która ma na celu skłonić Vianne do opuszczenia miasteczka. Jak jednak miałby tego dokonać, skoro Vianne wydaje się być czarodziejką, która za pomocą czekolady pod różnymi postaciami leczy serca i dusze mieszkańców, o wiele lepiej, skuteczniej (i smaczniej) niż młody ksiądz podporządkowany burmistrzowi? Kiedy na scenę wkracza Roux, Cygan bądź pirat (jak wierzy Anouk), robi się jeszcze ciekawiej.

Choć główną rolę w tym filmie gra Juliette Binoche, to jednak mam wrażenie, że Johnny Depp poniekąd ukradł jej ten film. Zdarzyło mu się to zresztą nie po raz pierwszy i zdarzać będzie co jakiś czas. On i czekolada stają się głównymi bohaterami opowieści, a dla widza intrygującą staje się zagadka: przyrządzona w jaki sposób czekolada jest ulubionym przysmakiem Roux? Mimo, iż postać grana przez Deppa pojawia się dopiero w połowie filmu, to jednak od tego momentu każde jego wejście witane jest, jeśli nie zewnętrznym, to na pewno wewnętrznym westchnieniem. Poza tym, nie oszukujmy się, wszyscy (albo wszystkie ;-)) z niecierpliwością czekamy na jego powrót. Bo przecież, gdyby miał nie wrócić, to ta historia nie miałaby sensu. I żadne czekoladowe góry, by nam tego nie wynagrodziły.



P.S. W następnym filmie pojadę na ... Wakacje w kurorcie.

wtorek, 8 stycznia 2013

Donnie Brasco

Mike Newell postanowił przenieść na ekrany prawdziwą historię policjanta, Joe D. Pistone, który przez sześć lat pracował jako tajny agent pod pseudonimem Donnie Brasco, a przed swoimi "ziomkami" przyznał się do swojego prawdziwego nazwiska dopiero w trakcie toczącej się przeciwko nim rozprawy sądowej. Do realizacji swojego przedsięwzięcia zaprosił Johnny'ego Deppa, Ala Pacino, Michaela Madsena i Roberta Miano oraz wielu innych aktorów, którzy wcielili się w gangsterów lat 70-tych i 80-tych.


Obraz powstał w 1997 roku, a Johnny Depp miał już za sobą występy w poważnych, zapamiętanych przez krytyków filmach, które pozwoliły mu na większą swobodę w doborze repertuaru. I choć to on gra główną rolę, na pierwszy plan wybija się Michael Madsen i Al Pacino, którzy grają odpowiednio: Sonny'ego Blacka, mafijnego bossa pozbawionego skrupułów (Madsen), oraz Lefty'ego, podrzędnego żołnierza mafii marzącego o tym, by wreszcie się wybić i coś w swym gangsterskim fachu osiągnąć (Pacino). Depp jako tajniak wydaje się najbardziej wiarygodny w czasie swoich wewnętrznych zmagań z problemami rodziny pozostawionej gdzieś tam bez opieki i nie do końca świadomej wykonywanej przez niego pracy. W konfrontacji z gangsterami jest zupełnie nie na miejscu, sztywny i zszokowany brutalnością ich postępowania, jakby nie do końca wierzył w to, co ogląda na co dzień. Wszak to jest właśnie jego rzeczywistość, od kilku lat przebywa z tymi ludźmi praktycznie non stop, zna to środowisko i jego możliwości, nie powinien więc w obliczu agresji zachowywać się jak uczeń niedzielnej szkółki. Jego miękki charakter uwidacznia się również w jego relacji do Lefty'ego, jak choćby wtedy, gdy próbuje namówić go na przyjęcie od niego pieniędzy na wymarzony jacht, którym chciałby popłynąć w rejs w bliżej nieokreślonym czasie emerytury.

A mimo to, Johnny'ego wraz z partnerującym mu Pacino, którego przecież pamiętamy z takich filmów jak Ojciec chrzestny czy Zapach kobiety nie sposób nie polubić. Wystylizowani na przełom lat 70-tych i 80-tych, próbują obaj, jeden dla przyjemności, drugi dla wypełnienia obowiązku, znaleźć swoje miejsce w skorumpowanym i brutalnym środowisku mafijnym. W pierwszych scenach filmu możemy obejrzeć Deppa w uroczym, choć lekko zalatującym burdelami Nowego Jorku, wąsiku, ostatecznie jednak wąsik idzie pod nóż, za zaleceniem Lefty'ego, według którego "nie pasuje do wizerunku gangstera".

Dla każdego fana Johnny'ego Deppa jest to obraz obowiązkowy, albo chociaż szczególnie zalecany :) Nie ma tu być może wysokich lotów gry aktorskiej, ale dzięki Donniemu Brasco możemy sporo dowiedzieć się o pracy tajnych agentów i o problemach, z którymi na co dzień muszą się mierzyć. I że często zastanawiają się, po której stronie właśnie walczą.


Johnny Depp jako tajniak jest beznadziejny? Zapomnij.
Warto oglądać ten film? Zapomnij.
Jeśli chcecie dowiedzieć się, co dla gangsterów oznacza owo "zapomnij", obejrzyj Donniego Brasco.
I... nie zapomnij :)

PS. Kolejny film jest słodki jak... Czekolada.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Jeździec bez głowy

Powstały w 1999 roku obraz na podstawie opowiadania Washingtona Irvinga pt. Sleepy Hollow. To opowieść o racjonalnie myślącym konstablu z Nowego Jorku, który w ramach, być może żartobliwej złośliwości przełożonych, wysłany zostaje do sennego i mrocznego miasteczka Sleepy Hollow, gdzie ma rozwiązać zagadkę tajemniczego jeźdźca dekapitującego mieszkańców.


Główny bohater, Ichabod Crane, odważnie przyjmuje zadanie, widząc w tym szansę na udowodnienie wszystkim, że tylko naukowe metody i racjonalne podejście do zbrodni daje możliwość wykrycia sprawców. Na miejscu styka się jednak z rzeczywistością, o której wolałby nie wiedzieć, że w ogóle istnieje. W miasteczku panuje przerażenie, bo oto jeździec, i to bez głowy, przyjeżdża, by obcinać głowy mieszkańcom, a następnie te głowy zabiera. Kim jest tajemniczy jeździec, dowiadujemy się od starszyzny miasta, gdy ta opowiada Ichabodowi historię heskiego najemnika, który wcześniej siał postrach wśród wojsk kolonialnych, teraz zaś przybywa z zaświatów, by się mścić.

Ichabod, jak przystało na wykształconego i odznaczającego się zdrowym rozsądkiem, funkcjonariusza policji, wysłuchuje tych historii grzecznie, aczkolwiek niespecjalnie im dowierza. I choć w snach wraca do niego wspomnienie matki, dzięki której miał okazję zetknąć się już z magią, uparcie odrzuca możliwość przenikania naszej rzeczywistości przez rzeczywistość pozaziemską. Jego opinię ma szansę zmienić Katrina van Tassel, córka najbogatszego ziemianina w okolicy, która pała do Ichaboda ogromną sympatią, a która zdaje się zupełnie nie przejmować jego niedowiarstwem. Pojawienie się jeźdźca zwróci konstabla do zaufania legendzie, a zagadką do rozwiązania stanie się pytanie: kto jeźdźca przywołuje i po co?

Johnny Depp jako Ichabod Crane jest uroczo uparty i nieporadny. W Sleepy Hollow, gdzie wszyscy, a już na pewno starszyzna, wiedzą wszystko lepiej niż młody konstabl z wielkiego miasta, porusza się z gracją słonia w składzie porcelany, zupełnie nie przejmując się przerażonymi minami, którymi witane są jego poczynania. Zdecydowany za wszelką cenę odnaleźć naukowe wyjaśnienie zagadki, musi ostatecznie ogłosić kapitulację i uznać istnienie sił silniejszych niż nauka. Depp, do czego z czasem przywykną jego fani, nadaje swej postaci lekko zakręcony wygląd i mimikę, której nie można pomylić z innym aktorem. I tak, Ichabod więcej mówi oczami grającego go Deppa, niż słowami scenariusza. Widz ma wrażenie, że w młodym bohaterze trwa nieustająca gonitwa myśli, analizowanie tego, co zostało powiedziane lub zrobione. Partnerująca mu Christina Ricci jako Katrina van Tassel wydaje się idealnie pasować jako mieszkanka mrocznej wioski. Wygląda też na to, że jest adeptką magii, co niechybnie sprowadzi na nią podejrzenia Ichaboda o udział w sprawie jeźdźca. Jak się kończy cała historia, nie zdradzę, żeby nie psuć Wam przyjemności oglądania.

Ja osobiście dobrze bawiłam się na Jeźdźcu bez głowy, głównie dzięki świetnej grze Deppa, dzięki któremu postać Crane'a zyskała wymiar lekko komediowy, choć sam film by na to nie wskazywał. Reakcje Ichaboda na zetknięcie się z przychodzącym z piekieł jeźdźcem są niesamowite, oto stawia mu czoła próbując go pokonać, by już po potyczce po prostu zemdleć. Widzowi nie pozostaje nic innego jak się uśmiechnąć.

Film ten, w reżyserii Tima Burtona, jest już trzecim z kolei obrazem, po Edwardzie Nożycorękim i Edzie Woodzie, gdzie tych dwóch oryginalnych artystów zdecydowało się podjąć współpracę. Johnny Depp i Tim Burton przez lata rozwijali swoją przyjaźń i przywiązanie do wspólnie tworzonych filmów. Ich wspólne dzieła to już zawsze będą obrazy, w których gotyk miesza się z fantastyką, a Johnny Depp wciela się w kolejne ekscentryczne postacie.

Czy Wam podobało się tak samo, jak i mnie?



PS. Kolejny film to Donnie Brasco :)

Styczeń z ...

Mamy już siódmy dzień stycznia. Za mną już dwa obrazy z tym właśnie aktorem, dlatego postaram się dziś nadrobić zaległości.

Mężczyzna ten zajmuje, jeśli nie pierwsze, to na pewno miejsce w pierwszej trójce moich ulubionych aktorów filmowych. Ciemna czupryna, brązowe oczy i zawadiacki uśmiech. Wiecie już, o kogo chodzi? Nie? Pomogę Wam.

Pamiętacie film "Koszmar z ulicy Wiązów"? Rola Glena Lantza rozpoczęła jego, trwającą aż do dziś, karierę. Serial "21 Jump Street" na kilka lat uczynił go bożyszczem nastolatków lat 80-tych. Nigdy nie bał się projektów filmowych uznawanych za dziwaczne, czy ekscentryczne. Współpraca z reżyserami uznawanymi za outsiderów Hollywood była dla niego wyzwaniem, które zawsze z chęcią podejmował, być może dlatego, że sam pojmowany był za takiego outsidera. Stawał przed kamerą z takimi sławami jak Marlon Brando, Al Pacino, Leonardo diCaprio, Orlando Bloom, Christina Ricci, Winona Ryder, Gary Oldman, Antonio Banderas, Kate Winslet, czy Helena Bonham Carter. Postacie, w które się wcielał budziły zachwyt, przerażenie, zniesmaczenie, ale nigdy nie pozostawały bez echa. Również bez echa nigdy nie pozostawało jego życie prywatne. 

Burzliwe, ale szczęśliwe związki z Winoną Ryder czy Kate Moss, wielokrotnie trafiały na pierwsze strony tabloidów. Poznawszy w końcu "tę jedyną" osiedlił się we Francji, by wraz z nią wychowywać dwójkę uroczych dzieci. Otwarty przez niego klub nocny na stałe wpisał się w trasę pielgrzymek fanów podążających drogą tragicznie zmarłych aktorów. River Phoenix zmarł z przedawkowania na chodniku tuż przed Viper Roomem, tym samym zapoczątkowując kampanię jego właściciela przeciwko narkotykom.

Był już turystą, nosił piękne, choć nieco ekstrawaganckie kapelusze, był właścicielem fabryki czekolady, ale widzowie na całym świecie pokochali go - a niektórzy znienawidzili - za rolę kapitana przeklętego, a na pewno pechowego statku, jakim była "Czarna Perła".

Wiecie już, o kogo chodzi? Niedawno napisano o nim: "On zagra każdego. Jego nie zagra nikt."

Panie i Panowie... 

Johnny Depp

Dlaczego Dwunastu i kim są ci Wspaniali?

Wchodząc w nowy, 2013, rok usilnie zastanawiałam się, jak zapewne wielu z Was, co zrobić, by rok ten był inny od wszystkich poprzednich. Co rok podejmowane postanowienia, realizowane zwykle w 51 procentach, przestały mi wystarczać. Rozmyślania w pierwszych dniach nowego roku skłoniły mnie do podjęcia kilku ciekawych projektów, a blog, który teraz czytacie, jest właśnie jednym z nich.

Dwunastu Wspaniałych to projekt, z którym chcę zmierzyć się w roku 2013. Będzie to projekt filmowy, a dokładniej, dotyczący moich ulubionych aktorów - tak, tak, aktorów, nie aktorek. Zdecydowanie bardziej wolę aktorstwo płci męskiej, choć i żeńskiej nie mogę zarzucić zbyt wiele, dlatego w swoim projekcie skupiłam się na właśnie na panach. Dwunastu, po jednym na każdy miesiąc roku.

Zastanawiacie się, kogo wybrałam do swojego projektu. Otóż, nie zdradzę. Bohatera danego miesiąca ujawniać będę w pierwszych dniach kolejnych miesięcy. Cały projekt polegał będzie na obejrzeniu jak najwięcej filmów z danym aktorem i zamieszczaniu opinii na tymże właśnie blogu. Być może myślicie, że to najbardziej bezsensowny projekt, o jakim słyszeliście. Bo co to za projekt, gdzie chodzi tylko o oglądanie filmów? To można robić zawsze i, co ważne, może robić to każdy. Oczywiście, czy ja temu przeczę? To jednak mój projekt i przyznaję, że niczym dziecko na Gwiazdkę, tak ja czekam na jego efekty. Czy uda mi się wypracować swego rodzaju systematyczność? Okaże się.

Zapraszam także do oglądania filmów razem ze mną i dzielenia się swoimi odczuciami co do konkretnego obrazu i postaci, w jaką wcielał się będzie wybrany przeze mnie aktor.

Zatem do dzieła!


P.S. Wszystkie fotografie zamieszczone w postach pochodzić będą ze strony internetowej Filmweb - filmy takie jak Ty!