sobota, 26 października 2013

Wichry namiętności

Plotka głosi, że to najlepszy film w całej aktorskiej karierze Pitta. I chyba rzeczywiście tak było, aż do momentu, gdy w 2006 roku zagrał w innym filmie, który przyćmił światło Ocean's Eleven i jego kolejnej części oraz wymazał z pamięci widzów Mr&Mrs Smith. Ale wracając do roku 1994, reżyser Edward Zwick wziął na warsztat znakomitą powieść Jima Harrisona Legends of the Fall. W ten sposób powstał film, który ocenia się jako znakomity, genialny, targający uczuciami, słowem - idealny.


Pułkownik William Ludlow (Anthony Hopkins) mieszka pod lasem wraz ze swymi synami. Matka chłopców przeniosła się do miasta tłumacząc, że tutejszy klimat jej nie służy. Nigdy nie wróciła, choć z mężem utrzymywała kontakt listowy. Najstarszy syn, Alfred (Aidan Quinn) starał się żyć zgodnie z zasadami wpajanymi im przez ojca. Średni, Tristan (Brad Pitt), wręcz przeciwnie. Łamał zakazy, chadzał własnymi drogami. Najmłodszy, Samuel (Henry Thomas) był ulubieńcem pozostałej trójki. Kochali go i rozpieszczali. Z ciężkim sercem posłali na studia, mając nadzieję, że wróci. I wrócił. Choć nie sam. Pewnego dnia Samuel, poprzedzony listem matki do ojca, przybył do domu z Susannah (Julie Ormond), swą narzeczoną. Dziewczyna oczarowuje również pozostałych braci, którzy muszą uciszyć swe uczucia. Wkrótce wybucha wojna, na którą wybiera się Alfred oraz Samuel. Wybiera się także Tristan, by mieć na oku braci, zwłaszcza młodszego. W czasie bitwy Samuel jednak ginie, a Tristan wysyła do domu Alfreda, by dopilnował pochówku ulubieńca rodziny. Susannah, pogrążona w żałobie, będzie musiała stanąć w obliczu wyboru, który być może podzieli braci.


Więcej Wam nie powiem. Mogłabym, ale tego nie zrobię, bo ta fabuła zasługuje na to, by ją po prostu zobaczyć. Niesamowity Hopkins, ale czego innego należało się spodziewać? Aidan Quinn partnerujący Pittowi zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, co ciekawe oprócz Blinka nie kojarzę żadnego z pozostałych filmów, w których się pojawił. Ale to Brad Pitt zagrał tu fenomenalnie i połączył ten film ze swoją osobą już na zawsze. Jakiekolwiek głosy o tym, by kręcić remake giną w protestach, że to niemożliwe, bo przecież kto inny miałby zagrać Tristana Ludlowa? Podobnie jak w poprzednich filmach Pitta, również i tu możemy zobaczyć tę charakterystyczną dla niego grę spojrzeniem. Zauważyłam to i tak to nazywam, aczkolwiek wiem, że inni mogą się ze mną nie zgodzić. Jednak wydaje mi się, że mam rację. Większa część talentu aktorskiego Pitta polega na umiejętności gry samą twarzą, mimiką odpowiednią do wypowiadanych kwestii, lekkim skrzywieniem warg czy uniesieniem brwi. Są aktorzy grający całym ciałem, to również utalentowani osobnicy, ale twarz, która pokaże tysiąc i jedną emocję? Takich twarzy jest niewiele. Ale taką właśnie twarz otrzymał Tristan Ludlow. Dzięki Pittowi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz