niedziela, 27 października 2013

Siedem lat w Tybecie

To drugi (a może już trzeci?) ulubiony film z Bradem Pittem w całej stawce. W dodatku nie tylko sam główny bohater czyni ten film wyjątkowym, a jego tematyka. Opowieść powstała na podstawie autobiografii Heinricha Harrera, to przede wszystkim historia o duchowej podróży w głąb siebie, a ja zgodzę się z tym, jeśli przyjmiemy, że taką podróżą nazwać możemy dorastaniem. I dojrzewaniem. Bo o tym właśnie jest ta historia.


Heinrich Harrer (Brad Pitt) jest austriackim mistrzem wspinaczki, olimpijczykiem, zdobył złoty medal. Mimo iż jego młoda żona spodziewa się dziecka, Harrer podejmuje się wyruszenia z ekspedycją, której celem jest zdobycie szczytu Nanga Parbat. Lawina pokrzyżuje jego plany, a on sam, wraz z przyjacielem, zostanie aresztowany i wcielony do obozu jenieckiego. Tu, na dachu świata, zastała go wojna. Otrzymane w obozie papiery rozwodowe motywują Heinricha do ucieczki. Po dwóch latach snucia się po łańcuchach górskich uciekinierzy trafiają do Lhasy, stolicy Tybetu. Tam Harrer spotka młodego Dalajlamę (Jamyang Jamtsho Wangchuk), którego zostanie nauczycielem. Tak przynajmniej było na początku. Bo to dzięki Dalajlamie Harrer dojrzeje i dorośnie. I to młody przywódca duchowy Tybetu okaże się nauczycielem dla utytułowanego sportowca. Ich wspólna droga przyniesie korzyści obu stronom.


Nie czuję się winna, że zdradzam Wam tak wiele. W przypadku tego filmu nie jest to grzechem, ani przestępstwem. Ale o wiele więcej w Wasze życie wniesie obejrzenie go niż tylko przeczytanie opisów i streszczeń dostępnych w Internecie. Zrozumiem, że może nie zachwycić gra Pitta (choć mnie zachwyciła, zwłaszcza sposób, w jaki pokazał przemiany zachodzące w głównym bohaterze), zrozumiem, że młodzieniec grający Dalajlamę również może nie zrobić wrażenie (a zrobi, jestem tego pewna), ale zdjęcia, muzyka i cała sceneria Tybetu zachwyci i przekona Was na pewno. Ewentualnie wcześniej możecie przeczytać książkę. Jeśli wzruszycie się przy lekturze, będziecie mogli udawać twardych w czasie seansu. To chyba też część dorastania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz