czwartek, 17 października 2013

Uśpieni

Film na podstawie książki o tym samym tytule, którą trzeba przeczytać. A film trzeba obejrzeć. Bo film jest miażdżący. I nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Przynajmniej nie jego pierwsze siedemdziesiąt minut. Nie jest to też film dla fanów Kevina Bacona, oj, nie polubicie go w tym obrazie, zdecydowanie nie. Chyba żeby przyznać mu punkty za grę aktorską i doskonałe oddanie postaci, ale mimo to, zdecydowane nie. Podobno film powstał w oparciu o prawdziwą historię, choć prokuratura zaprzecza, by taki proces miał miejsce, a zarząd nad zakładami poprawczymi - by w ich ośrodkach dochodziło to takich zdarzeń.


Oto Hell's Kitchen, jedna z dzielnic Nowego Jorku (którą lektor notorycznie nazywa 'przedpieklem', może i słusznie, ale przy okazji zabiera tej nazwie całą jej legendę). Mieszka tu mieszanina wszelkich możliwych narodowości, Włochów, Irlandczyków, Portorykańczyków, Kubańczyków, Afroamerykanów, rdzennych Amerykanów, etc. etc. To tu mieszkają, uczą się, bawią, a przede wszystkim przyjaźnią się nastolatkowie: Michael Sullivan (Brad Renfro - później Brad Pitt), Tommy Marcano (Jonathan Tucker - później Billy Crudup), John Reilly (Geoffrey Wigdor - później Ron Eldard) oraz Lorenzo Carcaterra (Joseph Perrino - później Jason Patric). Marzy im się praca dla Króla Benny'ego (Vittorio Gassman), który jest legendarnym w dzielnicy mafiosem, który w złotych czasach pracował dla Lucky'ego Luciano, ale o uwagę chłopców walczy także ksiądz Bobby (Robert de Niro), który nie chce dopuścić, by wpadli oni w przestępczy światek zaprzepaścili oni swe szanse na wyrwanie się z dzielnicy. Starania księdza Bobby'ego nie przynoszą skutku. Głupi żart w letnie popołudnie zaprowadzi całą czwórkę do zakładu poprawczego, a tam czeka chłopców piekło na ziemi z rąk pedofila i zwyrodnialca Seana Nokesa (Kevin Bacon) oraz podobnych jemu zwyrodniałych strażników. Pobyt w tym miejscu odciśnie na nich piętno, które zmieni ich życie. 


Po trzynastu latach drogi chłopców przetną się ponownie. John i Tommy założyli gang, Lorenzo jest dziennikarzem, a Michael - zastępcą prokuratora. Pewnego wieczoru John i Tommy wchodzą do baru i spotykają tam upiora z przeszłości - Sean Nokes we własnej osobie. Zabijają go i zostają postawieni przed sądem. Mający ich oskarżać Michael snuje plan, który ma na celu przeprowadzenie zemsty na strażnikach z poprawczaka. A wszystko tak, by jak najmniej osób wiedziało, co tak naprawdę się dzieje. Brakuje mu jedynie świadka obrony, którego mógłby podsunąć adwokatowi obrony (Dustin Hoffmann). Tylko kto zgodzi się skłamać, by uratować chłopców?


Niesamowite, jakie wrażenie wywarł na mnie ten film. Tak mocnego obrazu nie widziałam od dawna (nie licząc Siedem, ale tamten film widziałam już kilka razy, a ten po raz pierwszy). To film, który pozwala człowiekowi odkryć nieznane strony swej osobowości, zwłaszcza kiedy zaciska pięści oglądając sceny torturowania nastolatków. Trudno się więc dziwić Johnowi i Tommy'emu, że po trzynastu latach z zimną krwią zastrzelili swego oprawcę. Podobnie trudno dziwić się, że Lorenzo i Michael zrobili wszystko - niekoniecznie w granicach prawa - by doprowadzić zemstę do końca, a tym samym uchronić przyjaciół od więzienia. 

Rola Brada jest tu drugoplanowa. Całą uwagę pochłania sam problem i Lorenzo, który jest narratorem. A jednak to Michael przykuwa uwagę na dłużej, być może właśnie dlatego, że tak mało miejsca mu poświęcono. Inaczej niż w przypadku Lorenza, nie widzimy jego wewnętrznych zmagań, może poza sceną w metrze. Wtedy wyraźnie można zobaczyć, jak przeżycia z poprawczaka zmieniły jego życie, do tego stopania, że ukochana dziewczyna stała się nieosiągalna. Choć Michael z całej czwórki wydaje się być najbardziej pogodzony z tym, co się tam wydarzyło, to on jest tym, który zemstę wymyślił, odczekał, co należało odczekać, a potem z zimną precyzją, poświęcają własną prawniczą karierę, doprowadził do końca. W imię przyjaźni. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz