piątek, 3 maja 2013

Wszyscy mówią: kocham cię

Choć rola Nortona w tym filmie jest przede wszystkim epizodyczna, to jednak sam fakt, że zagrał u Woody'ego Allena, u boku tak wielu gwiazd, przemawia za tym, by jednak ten film zobaczyć. Poza tym, Moi Drodzy, w końcu to Allen, a jego filmy często potrafią jedno: wprawić człowieka w zabawne osłupienie. Zwłaszcza, że ten akurat obraz jest dodatkowo allenowskim ... musicalem. Musicie przyznać, że tego jeszcze nie było.


Joe Berlin (Woody Allen) jest pisarzem mieszkającym w Paryżu. Dawno temu rozwiódł się z żoną, Steffi (Goldie Hawn), wciąż jednak utrzymuje kontakty z nią i ich wspólną córką, Djuną DJ Berlin (Natasha Lyonne). Ona właśnie jest narratorem tej niecodziennej historii niezwykłej rodziny. Po rozwodzie z Joem, Steffi wyszła za mąż za Boba Dandridge'a (Alan Alda) i wspólnymi wysiłkami ogarniają ilość pociech w domu. Skylar (Drew Barrymore) właśnie zaręczyła się z Holdenem (Edward Norton), co nie przeszkadza jej ani trochę, gdy poznaje byłego więźnia, Charlesa (Tim Roth). Jej młodsze siostry, Lane i Laura (Gaby Hoffmann i Natalie Portman) podkochują się w tym samym koledze ze szkoły. Nagromadzenie uczuć na metr kwadratowy zaczyna powoli przekraczać normę, gdy Joe poznaje Von (Julia Roberts) i podbija jej serce, dzięki pomocy DJ. Ta bowiem zna najskrytsze myśli i marzenia Von, ponieważ razem z przyjaciółkami podsłuchuje jej sesje terapeutyczne. Wszyscy razem zaś tańczą i śpiewają, oczywiście o miłości, nawet w tak szacownym miejscu jak kaplica pogrzebowa.


Ogląda się to z przyjemnością, zwłaszcza z perspektywy widza, który większość występujących tu aktorów widział już w innych filmach, w innych kreacjach, które przyniosły im międzynarodową sławę i uznanie. Alan Alda, znany z serialu M.A.S.H. bez lekarskiego kitla i munduru jest podobnie zachwycający, choć może poczucie humoru ma tu mniej wyraziste. Drew Barrymore dopiero będzie aniołkiem Charliego, a Edward Norton nieubłaganie przypomina w tym filmie Matthew Perry'ego, czyli Chandlera z serialu Przyjaciele. I oczywiście sam mistrz, Woody Allen. Odnoszę bowiem wrażenie, że on nie zmienił się przez te lata ani trochę. Zresztą, oceńcie sami ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz