piątek, 3 maja 2013

Lęk pierwotny

Napis na plakacie reklamującym Lęk pierwotny głosił: Jeśli masz dwa oblicza, prędzej czy później zapomnisz, które z nich jest prawdziwe. Słowa te doskonale oddają to, z czym zarówno bohaterowie, jak i widzowie będą musieli zmierzyć się w tym właśnie filmie.


Martin Vail (świetny Richard Gere) to wzięty adwokat, słynący z tego, że broni nawet tych, których wina jest bezsprzeczna, bowiem dzięki swoim umiejętnościom potrafi zapewnić im korzyści przy jak najmniejszych perturbacjach sądowych. Kiedyś pracował w prokuraturze stanowej, ale odszedł ze względu na szerzącą się tam - o ironio! - nieuczciwość. Teraz zaś decyduje się na wzięcie sprawy, która z pewnością przyniesie mu rozgłos i sławę. Aaron Stampler (w tej roli Edward Norton) to dziewiętnastoletni ministrant, członek chóru kościelnego, który zostaje aresztowany za bestialskie morderstwo na arcybiskupie. Złapano go w czasie próby ucieczki z domu arcybiskupa, w zakrwawionych ubraniach i przerażonego, na narzędziu zbrodni były jego odciski, w apartamencie kapłana pełno było pozostawionych przez niego śladów. Dla mediów, społeczeństwa, prokuratora i ławy przysięgłych Aaron jest winny i powinien zostać skazany na karę śmierci. Mimo to Vail podejmuje się obrony chłopca pro bono, mając do dyspozycji jedynie jego zeznanie o obecności trzeciej osoby w pokoju arcybiskupa. Na sali sądowej przyjdzie mu zmierzyć się z Janet Venable (Laura Linney), z którą kiedyś miał romans, a która pragnie udowodnić wszystkim, że jest naprawdę dobrym prokuratorem. Martin wraz ze swoimi asystentami rozpoczyna własne śledztwo, chcąc przechylić szalę szczęścia na korzyść Aarona. Z każdym kolejnym krokiem wychodzą na jaw coraz ciekawsze sprawy, zwłaszcza gdy odkrywają, że arcybiskup niekoniecznie był tym, za kogo starał się uchodzić w oczach społeczeństwa. Tymczasem zaprzyjaźniona psycholog (Frances McDormand) rozpoczyna rozmowy z Aaronem. Na prośbę Martina chce dowiedzieć się o chłopcu jak najwięcej, ponieważ każdy nowy element rzucający jaśniejsze światło na ministranta z śliczną niewinną twarzą może go uratować przed krzesłem elektrycznym. Moment, w którym odkryje, że Aaron cierpi na klasyczne rozdwojenie jaźni, wprowadzi film (oraz widzów) na zupełnie nowy tor.

Norton w podwójnej roli jest naprawdę dobry. Trudno się dziwić, że właśnie ta kreacja zwróciła na niego uwagę krytyków filmowych. Nie bez znaczenia jest tu zapewne rola reżysera, Gregorego Hoblita, ale to jednak Edward własną techniką, gestami, zachowaniami, przekonuje widza do swojej postaci. Aaron wydaje się być tak spokojnym i wrażliwym, wręcz zmaltretowanym przez życie i ludzi, chłopcem, że kiedy pojawia się jego alter ego, patrzy się na to z niedowierzaniem. Finał filmu sprawi, że niedowierzanie zamienić może się w konsternację i szok. Chyba, że ktoś czytał wcześniej książkę. Stworzona sceneria, przez którą poza szarością, nie przebijają się żadne inne kolory trzyma nas w napięciu, podobnie jak i muzyka, wśród której dominującym motywem jest przejmujący utwór Cancao do Mar.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz