Jeśli miałabym wybrać najbardziej szalone przedsięwzięcie, w jakim wziął udział bohater miesiąca kwietnia, to zaraz po wyprawach motocyklowych, byłby to udział w tym właśnie filmie. Widziałam go kilka razy i za każdym razem nieźle się na nim ubawiłam, jednocześnie nie panując nad odruchem konsternacji na twarzy przypominającym mniej więcej coś takie O_o.
Człowiek, który gapił się na kozy to adaptacja filmowa książki Jona Ronsona pod tym samym tytułem i w dodatku jest ponoć historią opartą na faktach. Co jedynie powiększa poziom konsternacji. Główny bohater, Bob Wilton (Ewan McGregor) to dziennikarz, któremu zdecydowanie przydałby się temat na nowy artykuł. Przypadkiem trafia na Lyna Cassidy'ego (niesamowity George Clooney), który opowiada mu historię, w którą trudno uwierzyć, ale która, gdyby okazała się prawdą, stałaby się sensacją. Bob, nie zastanawiając się długo, wyrusza wraz z Lynem na misję. Jaką? Odnaleźć Billa Django (Jeff Bridges), założyciela Armii Nowej Ziemi, stosującego w armii USA nowatorskie metody szkoleniowe i przygotowującego żołnierzy jednostki paranormalnej. Sam Cassidy znajdował się w takiej jednostce i posiadł zdolności, dzięki którym mógłby samą tylko siłą umysłu zabijać oddziały wroga. Tak przynajmniej twierdzi. Wilton w jakiś tam sposób mu uwierzy, a kiedy rusza z nim na pustynię, nie wie, że jeszcze nieraz pożałuje, że swoje życie złożył w ręce kogoś tak szalonego. Obaj trafią do obozu szkoleniowego prowadzonego przez szalonego i zbuntowanego psychiatrę (Kevin Spacey), a gdy spotkają tam Billa, całą trójkę przygotują dla jednostki rozrywkę, o jakiej nigdy nawet nie marzyli.
Ten film jest tak zakręcony, że przyjęcie do wiadomości faktu, że historia jest prawdziwa, staje się bardzo, ale to bardzo trudne. Po prostu nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie uwierzyć w coś takiego. Z drugiej strony, czemu nie? To przecież amerykańska armia, to przecież Ameryka, to przecież pustynia, tam naprawdę dzieją się rzeczy, o których nam się nie śniło. Duet Clooney-McGregor jest w tym obrazie genialny, bohater jednego wydaje się chory psychicznie, drugiego - zagubiony w życiu, a ich wspólna podróż może zwiastować jedno: katastrofę. A mimo to, ogląda się ich z przyjemnością. Nakręcenie tego obrazu nieźle ubawiło całą ekipę, a kiedy człowiek widzi, że głównym przesłaniem płynącym z filmu jest pozyskanie samo-pojednania poprzez uratowanie jednej kozy, bawi się razem z nimi. Bo cóż innego ma zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz