Westerny to nie są filmy dla mnie. Mogę je oglądać, ale nie ma raczej możliwości, żeby mnie zachwyciły do tego stopnia, że uznam, iż tydzień bez westernu jest tygodniem straconym. Wiem, że swoje lata świetności ten gatunek filmu ma już za sobą, a co gorsze, te lata już nie wrócą, a próby ich reaktywacji wypadają gorzej niż marnie. Wyjątkiem według mnie mogłoby być Prawdziwe męstwo, remake filmu pod tym samym tytułem, w którym w nowszej wersji wystąpił m.in. Matt Damon. Ale nie o tym filmie miała być dziś mowa.
Do miasteczka o jakże wymownej nazwie Redemption (z ang. odkupienie) przybywa młoda kobieta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przybyła tu na turniej rewolwerowców, w którym jak do tej pory nigdy żadna kobieta udziału nie brała. Ellen (Sharon Stone), bo tak ma na imię, nie ma zamiaru utrzymywać kontaktów z mieszkańcami, którzy są najzwyczajniej w świecie ciekawi jej osoby. Nie przywykli bowiem, by kobieta stawała w szranki z najgorszymi szumowinami, które ściągnęły do Redemption w celu zgarnięcia głównej nagrody: stu dwudziestu tysięcy dolarów. Ellen ma jednak ważniejszy cel: chce zabić Heroda (Gene Hackman), który żelazną ręką sprawuje władzę w miasteczku i to on jest głównym organizatorem turnieju. Herod nie wie, że Ellen ma z nim do wyrównania rachunki sprzed lat, gdy na jej oczach on i jego banda zabili jej ojca, miejscowego szeryfa (Gary Sinise). Jednym z uczestników turnieju jest młody Kid (Leonardo DiCaprio), rzekomy syn Heroda, któremu Ellen wyraźnie wpadła w oko. Ten młodziak jest bardzo dumny ze swych umiejętności strzeleckich i zrobi wszystko, by przekonać ojca, że zasługuje na jego miłość i szacunek. Jako ostatni do turnieju zgłasza się, a właściwie zostaje zgłoszony przez Heroda, Cort (Russell Crowe). Cort był kiedyś kompanem Heroda, jednak bezsensowne mordowanie zmusiło go do zmiany myślenia i przewartościowania całego życia. Cort nie chce już zabijać, nie ma jednak wyjścia, jeśli sam chce żyć. Razem z Ellen będą musieli sprzymierzyć siły, by do miasteczka wróciło prawo.
Sam film ma proste przesłanie: zło musi zostać ukarane, a dobro musi zatriumfować. Nie ma tu miejsca na szarości. Człowiek, który wie, że popełniał błędy, zasługuje na drugą szansę, by spłacić swe winy, a mściciel ostatecznie odjeżdża w siną dal. Tak właśnie wygląda ten film. Sharon Stone wygląda tu zupełnie inaczej niż w swym najsłynniejszym filmie pt. Nagi instynkt, w niczym jednak nie traci swej fascynującej kobiecości. Dzięki niej wiadomo już, że kobieta na Dzikim Zachodzie nie musiała być panią nie ciężkich obyczajów, żeby być piękną i seksowną. Mogła też nosić spodnie i rewolwer przy pasie, a panowie nadal tracili dla niej głowę. Bez względu na to, kim byli.
Świetnie spisał się Gene Hackman. Z całym szacunkiem dla tego aktora, ale ma tak nieprzyjemną twarz, że doskonale pasuje do ról czarnych charakterów (bądź charakterów, co do których mam mieszane uczucia), w których jest obsadzany (Karmazynowy przypływ, Firma, Podejrzany). DiCaprio, tu wciąż młodziutki, mówiąc kolokwialnie, dał radę. Serio. Choć jego rola była mocno okrojona, to jednak trzeba mu przyznać, że spróbował wejść głębiej w Kida i wydobyć to, co działo się w głowie chłopaka walczącego o akceptację ojca. I Russell Crowe... Lepsze czasy kariery dla Australijczyka miały dopiero nadejść, ale nie można powiedzieć, że w tym filmie nie widać już potencjału, który miał się rozwinąć i przynieść mu Oscara. Wystarczyło poczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz