Pamiętam, że włączyłam ten film z powodu książki. I z powodu Johnny'ego Deppa. A może głównie była to zasługa Deppa? Nie jestem pewna. Wiem jednak, że kończyłam go oglądać zachwycona już zupełnie kimś innym.
Gilbert (Johnny Depp) wraz z całą rodziną mieszka w miasteczku Endora. W miasteczku, w którym jedyną atrakcją są przejeżdżające co roku o tej samej porze przyczepy kempingowe i niedawno otwarty, ku przerażeniu lokalnych sklepikarzy, supermarket FoodLand. O rodzinie Gilberta można by powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest zwyczajna. Ojciec dawno temu popełnił samobójstwo. Brat zdezerterował z rodziny, uciekając do wojska. Mama, Bonnie Grape (Darlene Cates), po śmierci męża przestała wychodzić z domu. Jej jedynym zajęciem stało się jedzenie. Roztyła się już do takich rozmiarów, że choćby chciała, ro raczej nie da rady wyjść z domu, a okoliczne dzieciaki skradają się pod oknami, by ujrzeć najnowszą (i rozmiarowo największą) atrakcję okolicy. Amy Grape (Laura Harrington) zajmuje się gotowaniem dla całej rodziny, a podświadomie boi się, że wpadnie w taką samą otyłość jak matka. Ellen Grape (Mary Kate Schellhardt) wolałaby chyba znaleźć się gdzie indziej, musi jednak mieszkać z rodziną. Na pocieszenie ma grę na trąbce i piękne zęby, od kiedy przestała nosić aparat. Jest jeszcze Arnie (Leonardo DiCaprio). Arnie wkrótce obchodzi osiemnaste urodziny, choć gdy się urodził, lekarze nie dawali mu więcej niż dziesięć lat. Jest upośledzony umysłowo, co trudną sytuację rodziny czyni jeszcze trudniejszą, bowiem ulubionym zajęciem Arniego jest wspinanie się na wieżę w miasteczku, skąd co i rusz zdejmuje go rodzeństwo, policja lub straż pożarna. Pracujący w małym sklepiku i romansujący z jedną z klientek Gilbert jest znudzony. Wie, że jego życie utknęło, a dzięki rodzinie nieprędko ruszy dalej. Dopóki do miasteczka nie przyjeżdża Becky (Juliette Lewis). Niby dziewczyna nie robi nic specjalnego, a mimo to, życie najstarszego z rodzeństwa Grape'ów jakby zmienia perspektywę.
Lasse Hallstrom po raz kolejny sięgnął po możliwość zekranizowania powieści (i to świetnie czytającej się powieści) i po raz kolejny, ku mej uciesze, zrobił to dobrze. W przyszłości będzie miał ich jeszcze kilka i mogę Wam tylko tyle powiedzieć, że na szczęście nie należy on do tych reżyserów, którzy książkom robią niewyobrażalną wręcz krzywdę. Zakochałam się w tym filmie od pierwszego wejrzenia. Właściwie powinnam powiedzieć, że dzięki Leo zakochałam się w tym filmie. To prawda, że na uznanie zasługuje tu Johnny Depp. Z tą brązowo-rudawą czupryną i bladą skórą, idealnie zaprezentował Gilberta, którego wyobrażałam sobie w czasie lektury. Prawdą jest też, że Darlene Cates zagrała niesamowitą rolę, choć ubogą w dialogi, to jednak bogatą w emocje. I to w dodatku aktorka, która trafiła do filmu z talk-show o otyłych kobietach.
Ale to co zrobił w tym filmie Leo DiCaprio... Czapki z głów, naprawdę. To nie była łatwa rola, jestem tego pewna. Pamiętam, że zanim zaczęłam oglądać, a dowiedziawszy się w kogo się wciela, wyzłośliwiałam się z siostrą, że przecież on tu nie musiał grać, po prostu był sobą. Po obejrzeniu filmu, po złośliwościach nie było ni śladu. Zagrać upośledzonego umysłowo nie jest łatwo. Pamiętacie Johna Malkovicha w Myszach i ludziach? Albo Roberta deNiro w Przebudzeniach? Lub Cubę Gooding Jra w filmie Radio? To były naprawdę niesamowite i niezapomniane role. Każdy z tych aktorów mógłby zapewne zaświadczyć, że była to jedna z najtrudniejszych ról w ich życiu. A młody Leo nie dość, że sprostał wyzwaniu, to doczekał się również uhonorowania nominacją do Oscara za tę właśnie rolę. I trudno się dziwić Akademii. Osobiście uważam, że rolą Arniego DiCaprio zepchnął na dalszy plan grających tu aktorów. Przestali się liczyć wobec talentu tego dziewiętnastolatka. Co gryzie Gilberta Grape'a to film, który zmienił wszystko. Być może dla Leo też. Dla mnie na pewno ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz