Historia, jakich nie brakuje. Można ją spotkać w tak zwanych listach do redakcji, w opowieściach pań u lekarza, lub w pociągach PKP, zwłaszcza tych dalekobieżnych.
Dean (Ryan Gosling) i Cindy (Michelle Williams) są małżeństwem od kilku lat. Ich teraźniejsza relacja przeplatana jest w filmie wspomnieniami z początków ich związku. I jak to w życiu zwykle bywa, te początki są piękne, są jasne, są radosne, są rozświetlone ich miłością, która spadła na nich tak nagle, a którą po prostu przyjęli. Tak jak przyjęli pojawienie się na świecie ich córeczki. Teraz jednak dziewczynka ma już kilka lat, a po dawnej, płomiennej miłości między jej rodzicami nie zostało wiele śladów. Cindy stała się oschła i wymagająca, a Dean zaczął szukać pocieszenia w alkoholu. Mimo to, wciąż wierzą, że kiedyś połączyła ich prawdziwa miłość i usilnie starają się ten ogień uczucia rozniecić na nowo. Wygląda to jednak tak, jakby jakiekolwiek działania były z góry skazane na porażkę. Oboje muszą znaleźć odpowiedź na męczące ich wątpliwości: czy kiedyś rzeczywiście byli w sobie zakochani? I dlaczego wciąż ze sobą są?
To trudny film, jednak oglądanie go potrafi przynieść swego rodzaju perwersyjną przyjemność. Zarówno Gosling, jak i Williams udowodnili tu, że są nie byle jakimi aktorami, o naprawdę niesamowitych umiejętnościach. Napięcie między nimi jest wręcz namacalne, powietrze iskrzy od nagromadzonych uczuć, tych pozytywnych, jak i negatywnych. Co ważne, grają w ten sposób, że ich emocje przelewają się na widzów, którzy do końca filmu nie mogą być pewni, czyją destrukcją zakończy się ta rozgrywka między małżonkami. Bo to, że ktoś lub coś zostanie zniszczone, jest pewne. Pytanie tylko, kiedy. I czy już nie jest za późno na ratowanie strat.