niedziela, 15 września 2013

Wszystko, co dobre

Jeśli wierzyć wzmiankom, ta historia wydarzyła się naprawdę. A przynajmniej spora jej część rzeczywiście miała miejsce, reszta to z kolei domysły scenarzystów, reżysera i wnioski wysunięte na podstawie prowadzonych spraw sądowych. W dodatku piękna żona nowojorskiego milionera nigdy się nie odnalazła, co całej sprawie dodaje wciąż odrobinę pikantnego smaczku.


Rodzina Marksów była potentatem na rynku nieruchomości w Nowym Jorku. Połowa Times Square należała do nich. Jednak na historię mężczyzn z rodziny Marks kładła się cieniem tragedia. Sanford Marks (Frank Langella) miał dwóch synów, którzy w dzieciństwie przeżyli samobójczą śmierć matki. To wydarzenie odbiło się najmocniej na starszym synu, Davidzie (Ryan Gosling), który był świadkiem skoku matki z dachu. Wiele lat po tym dramacie David poznaje Katie (Kirsten Dunst), lokatorkę jednego z mieszkań należących do rodziny Marksów. Między młodymi zaczyna skrzyć, aż w końcu decydują się wyjechać do Vermont i tam David spełnia swoje marzenie: zakłada sklep z żywnością ekologiczną. Wkrótce jednak upomina się o niego jego dziedzictwo. Ojciec nalega, by wraz z Katie wrócili do miasta, sugerując synowi, że nie zapewnia żonie życia na odpowiednim poziomie. David ulega. Młode małżeństwo przenosi się do Nowego Jorku, David zaczyna pracować w firmie ojca, jednak w jego małżeństwie coś zaczyna się psuć. Katie chciałaby mieć dziecko, mąż jednak stanowczo protestuje, a w dniu, w którym żona powiadamia go o ciąży, przekonuje ją do wykonania zabiegu. Rozdźwięk między nimi jest coraz większy, David robi się coraz bardziej nieprzewidywalny, a potem Katie... znika. Poszukiwania nie przynoszą rezultatu, dziewczyna zostaje uznana za zaginioną. Dopiero dwadzieścia lat później energiczna pani prokurator postanawia wszcząć ponownie śledztwo. Jest przekonana, że David Marks coś ukrywa.


W tym filmie można zobaczyć Ryana Goslinga, jakiego nie znamy. Ba, wręcz nie można uwierzyć, że mógłby być kimś takim. Aż sama byłam zdziwiona, że w roli Davida wypadł tak dobrze. Przez cały film miałam na przemian przekonanie o tym, że jego bohater jest winny, by zaraz potem pozwolić dojść do głosu myśli, że jednak jest niewinny, a wszystko, co się stało, to po prostu tragiczny zbieg okoliczności. Tak samo, patrząc na uroczą, promieniejącą wręcz niewinnością twarz młodziutkiego Davida, wydawało mi się, że to niemożliwe, by był tak przesiąknięty złem. W czasie poszukiwań zaginionej żony ani razu nie znalazł się w kręgu podejrzeń, mimo iż wiele osób musiało się z takowymi nosić. Beznamiętne spojrzenie to znak charakterystyczny Davida. Z równą beznamiętnością upokarza swą młodą małżonkę, co wysłuchuje pytań prokuratora w czasie procesu. Nic nie jest w stanie zrobić rysy na wizerunku, który posiada, a gdzieś za tym kamieniem być może ukrył odpowiedź na zagadkę. Z jego twarzy jednak tego nie wyczytamy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz