piątek, 14 czerwca 2013

Zatrute pióro

Ciężko będę pokutować, że tak haniebnie zaniedbałam bloga, a wraz z nim i filmografię pieczołowicie na ten miesiąc wybraną. Teraz jednak, gdy większość zobowiązań uczelniano-zawodowo-prywatnych zostało zakończonych, a na horyzoncie pozostały te mniejszego kalibru lub na tyle oddalone, by nie były stresogenne, zamierzam to nadrobić.

Zdecydowałam się na ten właśnie film, mimo iż nie jest on ani debiutem, ani nowym filmem po dłuższej absencji na ekranach kin, co w przypadku Phoenixa miało przecież miejsce przynajmniej dwa razy. Wybrałam go, ponieważ oprócz Joaquina, można tu zobaczyć Geoffreya Rusha, bardziej znanego z roli kapitana Barbossy w Piratach z Karaibów, Kate Winslet, która w 2000 roku, gdy film ten powstawał wciąż zmagała się z piętnem Titanica i dopiero po roku 2000 jej kariera nabrała nowych rumieńców, a także Michaela Caine'a, który zaledwie rok wcześniej wystąpił w filmie Wbrew regułom, za rolę w którym otrzymał Oscara. Taka plejada gwiazd powinna niejednego sceptyka sprowadzić przed ekran kinowy bądź telewizyjny.


Oto przed nami sanatorium Charenton, gdzieś we Francji czasów napoleońskich. Położone w malowniczym lesie jest sanatorium tylko z nazwy, leczy się tu bowiem szaleńców, imbecyli, psychopatów. Na placach Paryża wciąż ścinani są ludzie, ma to jednak zapewnić spokój nowemu Cesarstwu. A mimo to, ten spokój wciąż jest zaburzany. Do niedawna ulubieniec salonów, mimo kontrowersyjnych skłonności, teraz skazany na pobyt w tym luksusowym dlań więzieniu- markiz de Sade (Geoffrey Rush), autor słynnych 100 dni Sodomy i wielu innych powieści pornograficznych. Prowadzona przez księdza Coulmiera (Joaquin Phoenix) terapia zakłada, że markiz powinien pisać, by pozbywać się z umysłu perwersyjnych myśli. Nie powinien jednak wydawać, co oczywiście mu się udaje, dzięki pomocy sanatoryjnej służącej, Madeleine (Kate Winslet). Cesarz, chcąc powstrzymać działalność markiza, wysyła do Charenton znanego ze swych staromodnych i brutalnych metod psychiatrę, dra Royer-Collard (Michael Caine), który w pobliżu Charenton kupuje majątek i sprowadza doń swą młodziutkę małżonkę, Simone (Amelia Warner). Ksiądz Coulmier sprzeciwia się metodom doktora i wciąż próbuje stosować własne metody, jednak postępowanie markiza wciąż i wciąż niweczy jego wysiłki. Obecność Madeleine, która najwidoczniej pała uczuciem do młodego księdza i jednocześnie darzy sympatią markiza, tylko potęguje niesnaski i wywołuje gniew doktora. W tak zamkniętej społeczności, jaką jest Charenton, z szalonymi i psychopatycznymi osobnikami, grozi to katastrofą. I to katastrofą, która pociągnie z sobą przynajmniej kilka ofiar.


Choć cały film niewątpliwie należy do markiza de Sade, to jednak moją ulubioną postacią jest tu ksiądz Coulmier. Jego atutem w pracy z szaleńcami jest młodość i idący z nią zapał oraz entuzjazm do nowych pomysłów. Młodość może być jednak wadą, podobnie jak idealizm, który zarzucany jest Coulmierowi. Zdecydowanie bardziej preferuje on rozmowę i próby terapeutycznej perswazji, niż metody stosowane przez nowego doktora. Idealizm przekłada się na naiwność, ponieważ Coulmier uważa markiza za swego przyjaciela, przekonany, że ten będzie posłuszniejszy, spełniając przyjacielską prośbę niż rozkaz. Choć idealista, sam nie jest ideałem, przez co postać stworzona przez Phoenixa wręcz buzuje od emocji i tłumionych pragnień. Jego przemiana stanie się najważniejszym wątkiem w filmie, a jej przyczyny należy upatrywać właśnie w markizie de Sade.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz