sobota, 29 czerwca 2013

Spacer po linie

Mówcie, co chcecie. Moim zdaniem, Spacer po linie to najlepszy film, jaki kiedykolwiek widziałam z Joaquinem Phoenixem. O palmę pierwszeństwa walczą jeszcze dwa inne i skłonna byłabym przyznać miejsca ex aequo, ale to w tym obrazie Phoenix podbił moje serce całkowicie. Obecność wspaniałej Reese Witherspoon dodaje całości dodatkowego uroku.


Ze świecą można by dziś szukać Amerykanina, który nie zna nazwisk Johnny Cash i June Carter. Zanim jednak stali się znaną na całym świecie małżeńską parą muzyków country, musieli przejść długą drogę. Zwłaszcza Johnny. I właśnie tę historię opowiada nam Spacer po linie. Johnny Cash (Phoenix) wychowywał się na farmie, gdzie wraz z bratem umilali sobie czas słuchaniem w nocy radia. Tragiczna śmierć brata wpłynęła na pogorszenie stosunków Johnny'ego z ojcem, który nie mógł pogodzić się z odejściem tego lepszego syna. Johnny odsłużył swoje w amerykańskich Siłach Powietrznych, zawsze jednak marzył, by śpiewać. Poślubiona po wyjściu z wojska, Vivian (Ginnifer Goodwin), niespecjalnie wierzy w talent męża, ten jednak uparcie dąży do celu. Wreszcie mu się udaje. Nagrywa wraz z przyjaciółmi profesjonalną płytę. I wkrótce poznaje idolkę z lat dziecinnych, June Carter (Witherspoon), o której nie dane będzie mu już zapomnieć. Wspólna trasa koncertowa i wspólne występy zbliżają do siebie June i Johnny'ego, ona jednak przeżywszy traumę rozwodu, nie chce być przyczyną rozpadu małżeństwa Casha. Tournee kończy się bez June. Mijają kolejne lata. Kryzys w małżeństwie Johnny'ego pogłębia się. Niezadowolona Vivian może jedynie przyglądać się, jak mąż wpada w nałóg narkotykowy i coraz bardziej się od niej oddala. I wtedy znów pojawi się June. Jedyna przyjaciółka, jaką kiedykolwiek miał Cash, zrobi wszystko, by wyciągnąć go ze zgubnego nałogu i ostatecznie przyjmie jego oświadczyny, po dwunastu latach znajomości, w czasie koncertu odbywającego się w Kanadzie. 


Był rok 1969. I choć film właśnie w tym momencie się kończy, to kariera małżeństwa Cashów właśnie się zaczynała na dobre i trwała aż do ich śmierci. W 2003 roku, na przestrzeni kilku miesięcy, oboje, i June, i Johnny odeszli z tego świata. Reese Witherspoon i Joaquin Phoenix zostali osobiście wybrani jako odtwórcy głównych ról w Spacerze po linie przez June Carter i Johnny'ego Casha. O przyznanych im nagrodach, zwłaszcza dla Reese, można by pisać jeszcze długo.
 

Zwłaszcza Phoenix wspiął się tu na wyżynę swojego talentu, choć zapewne nie było mu łatwo grać w filmie biograficznym, po którym wszyscy się czegoś spodziewali. Nominacja do Oscara była jak najbardziej słuszna, ale brak tej nagrody jest po raz kolejny całkowicie niezrozumiały. W 2006 roku statuetka trafiła do Philipa Seymoura Hoffmana za rolę w filmie Capote, a Phoenix znów musiał uznać wyższość kogoś innego. Na kolejną nominację przyjdzie mu czekać siedem lat. A szkoda. Bo to głównie dzięki parze Phoenix-Witherspoon przypomniano w Europie złote lata muzyki country, kiedy królem Cash, a królową June. W rock&rollu królował Elvis, ale to już zupełnie inna historia.


Jak i wcześniej, tak i tu przekonuje mnie ten obraz, bo odtwórcy głównych ról naprawdę tam śpiewają. Widać, że się starali. Nie miałam pojęcia, że Phoenix ma tak ciekawą barwę głosu, ani tego, że Witherspoon potrafi tak dobrze śpiewać i bawić się akcentem z różnych stron Ameryki. Zresztą, możecie posłuchać sami:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz