czwartek, 7 marca 2013

Zaczarowana

Chyba tylko z czystej przekory zdecydowałam się rozpocząć przegląd filmów z Patrickiem Dempseyem od tego właśnie obrazu. Również dlatego, że od dzieciństwa uwielbiam Disneya i jak do tej pory nic nie wpłynęło na zmianę moich uczuć. A Zaczarowana to film wręcz czarujący. Disney mógłby kręcić więcej takich filmów.


Scenarzysta Bill Kelly i reżyser Kevin Lima sięgnęli po całe dobro, jakie Disney zgromadził do tej pory i wyciągając z najpiękniejszych kreskówek to, co miały najlepszego czy też najbardziej urokliwego stworzyli film, na który można pójść zarówno w ramach rodzinnych wypadów do kina, jak i romantycznego wieczoru z drugą połówką. Możemy więc zobaczyć tu motywy z Kopciuszka, Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków czy Śpiącej Królewny, a nawet Czerwonego Kapturka. Dodali do tego układy choreograficzne i jak przystało na disneyowską produkcję świetne piosenki, a połączywszy to z wzbudzającymi sympatię odtwórcami głównych ról, otrzymali film, który zebrał ponad dwadzieścia filmowych nominacji i trzy nagrody Saturna.

Główną bohaterkę, Giselle (w tej roli Amy Adams) poznajemy w dniu, który zmieni jej dotychczasowe, prowadzone wśród przyjacielskich zwierzątek leśnych, życie. Oto przyśnił jej się książę, który, jak Giselle wierzy, jest gdzieś tam w królestwie Andalazji i kiedyś na pewno się zjawi na progu jej domu. Książę Edward (James Marsden) rzeczywiście pojawia się w samą porę, by uratować ją z rąk paskudnego trolla, a ujrzawszy dziewczynę natychmiast postanawia ją poślubić. Nie wie jednak, że jego macocha, królowa Narissa, zrobi wszystko, by nie dopuścić do ślubu pasierba. W dniu ślubu wpycha Giselle do studni, tym samym wysyłając ją do ... Nowego Jorku, miejsca, gdzie "nikt nie żyje długo i szczęśliwie". W Nowym Jorku Giselle, wierząca w siłę miłości, rozmawiająca ze zwierzętami marzycielka i romantyczka spotka Roberta, prawnika, specjalistę od rozwodów (w tej roli uroczo przystojny Patrick Dempsey) i jego córeczkę Morgan. Pojawienie się Giselle w ich życiu, mieszkaniu, a także u Roberta w pracy zmieni życie obojga, szczególnie samego Roberta. A ponieważ jest to produkcja Disneya, wiadomo jakie będzie zakończenie, zanim to jednak nastąpi, widz ma okazję zobaczyć wiele zbiegów okoliczności, przypadków, pomyłek, radosnych epizodów, słowem, zostanie zaczarowany.

 

Postać Roberta, w którą wciela się Dempsey, urzeka nas przede wszystkim pełnym oddaniem córeczce, o którą, po śmierci żony, coraz bardziej się martwi. Chce, by wyrosła na silną kobietę i dlatego, jak próbuje wyjaśnić Giselle, nie czyta jej bajek. Ale przecież marzenia czasami się spełniają, a prawdziwa miłość rzeczywiście istnieje, próbuje oponować jego towarzyszka i w końcu nawet on, twardo stąpający po ziemi adwokat, pragnący zawrzeć małżeństwo z rozsądku, zacznie w to wierzyć. Samego Dempseya w tym filmie nie da się nie lubić. Przystojniak, z uroczym uśmiechem i niesforną grzywką, podbije każdą, niekoniecznie marzycielską, damę. Nie mam serca zarzucać mu w tym filmie czegokolwiek, bo brzmiałoby to jak pretensje do kreskówki, że ma za mało wyraziste kolory. Zarówno on, jak i Adams zmierzyli się z wyzwaniem rzuconym im przez Disneya, i udało im się z tej potyczki wyjść obronną ręką.


 

P.S. Nie zdradzę następnego filmu, ale przyznam, że też będzie ... sympatyczny ;-)

1 komentarz:

  1. Ciepły. Urokliwy. W pastelowych kolorach.
    Film już widziałam, ale mogłabym go oglądać jeszcze wielokrotnie.
    Dziękuję za Pana Marca. Dobrze widzieć Dempsey'a bez chirurgicznego uniformu. :)

    OdpowiedzUsuń