poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Jabłka Adama

Duńczycy to potrafią zrobić komedię z dramatu. I to czarną w dodatku. Krajobraz wyrwany niczym z pocztówki, piękna muzyka, generalnie wszystko nastraja bardzo pozytywnie, jednak już po kilku minutach całość zostanie doprawiona rzeczywistością. Groteskową wręcz rzeczywistością.


Adam (Ulrich Tomsen) jest neonazistą i właśnie wyszedł z więzienia. Zostaje skierowany do parafii, gdzie pastor zajmuje się sprowadzaniem kryminalistów ze złej drogi na tę właściwą. Ale Adam nie jest przekonany do tego pomysłu, a jego wątpliwości zwiększają się, gdy poznaje Ivana (Mads Mikkelsen). Ivan prowadzi swą malutką parafię i zgromadzoną w niej, równie malutką, trzódkę, z podziwu godnym optymizmem. Przekonany o uzdrawiającej sile modlitwy oraz pracy, stara się nie widzieć, że mieszkający z nim Khalid (Ali Kazim) i Gunnar (Nicolas Bro) tylko pozornie zmienili swoje postępowanie. Ivan chciałby, by Adam znalazł dla swego pobytu w parafii jakiś cel. Takim celem ma się stać upieczenie szarlotki z wykorzystaniem jabłek z jabłoni rosnącej przy kościele. Wkrótce jabłka zostaną zaatakowane przez kruki, później przez robaki, na koniec zaś przez burzę z piorunami. Ivan, przekonany, że to szatan wystawia ich na próbę i próbuje nie dopuścić, by Adam spełnił swe zadania, wszystkimi siłami stara się ocalić jabłka. W przeciwieństwie do Adama, który właśnie znalazł nowy cel: chce złamać pastora, zniszczyć w nim optymizm i dobroć, zmusić by przestał wypierać ze świadomości złe zdarzenia. Któryś z panów będzie musiał wreszcie przyjąć jakąś prawdę. Ivan czy Adam? A może ... obaj?


W tym filmie nie ma nic oczywistego. Pełno w nim nielogiczności. Ludzie są bici, by zaraz potem wstać z ziemi i o własnych siłach pójść do szpitala. A jednak jest w nim tak wiele uroku, że z przyjemnością ogląda się go po raz drugi, czy trzeci. Mads Mikkelsen w roli Ivana jest naprawdę świetny, i choć nie znam tak dobrze kina duńskiego, to mam wrażenie, że jest to jeden jedyny raz, kiedy można zobaczyć go w roli ocierającej się o komediową. Morały płynące z Jabłek Adama są wręcz banalne, ale wydaje mi się, że o to właśnie twórcom chodziło. Widz, który będzie czuł się rozbity oglądając Jabłka Adama, może i z szokiem przyjmie niektóre sceny, ale ostateczny morał dotrze do niego z taką precyzją, z jaką Ivanowi przestrzelono guza mózgu. Choć niechcący.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz