To film, który wzbudza bardzo duże kontrowersje. Bo szczerze mówiąc, dlaczego miałby ich nie wzbudzać? Oto obraz Irlandii rozdartej między brytyjskich "okupantów" a niekoniecznie pokojowo nastawioną IRA. Główny bohater, Marty, jest Irlandczykiem z krwi i kości. Problem w tym, że aktor, który go gra jest z krwi i kości Brytyjczykiem. Jakby tego było mało, Irlandczyk, w którego się wciela, okazuje się zdrajcą, na usługach brytyjskiego rządu. Czy to nie wystarczy, by film wzbudzał kontrowersje?
Marty McGartland ma dziewiętnaście lat i wiedzie w miarę spokojne i beztroskie życie pasera i domokrążcy. Choć mógłby narzekać na swój los, to jednak przyjmuje go ze spokojem, a patrolujących ulice żołnierzy i policjantów z Wielkiej Brytanii traktuje jak zło konieczne, coś z czym można walczyć, ale niekoniecznie trzeba, jeśli marzy się o względnym spokoju. Dwa wydarzenia zmienią życie Marty'ego raz na zawsze. Pierwsze - zostaje zatrzymany przez brytyjskich agentów, którzy wykorzystując jego wiedzę jako domokrążcy, chcą go zwerbować jako agenta. Drugie - jedna przypadkowa ucieczka, jedno ostrzeżenie przed policją i oto IRA widzi w Martym kandydata na bojownika, w dodatku odznaczającego się lojalnością. Choć początkowo oporny, ostatecznie zgadza się zostać brytyjskim agentem w szeregach IRA i ochotnikiem w tej terrorystycznej bojówce. Chyba nie do końca jest świadom tego, jakie konsekwencje będą wiązały się z jego działaniami. Skuszony, wydawałoby się, łatwymi pieniędzmi, rozpoczyna lawirowanie między dwoma nienawistnymi sobie frakcjami i życie na krawędzi śmierci. Bo to, że zginie jest pewne. Może nie dla Marty'ego, ale na pewno wie to jego opiekun, brytyjski agent Fergus (w tej roli znakomity Ben Kingsley) i na pewno wiedzą to jego koledzy z IRA.
Reżyser Kari Skogland starał się w swym scenariuszu, a potem w filmie oddać klimat książki, którą Marty McGartland napisał we współpracy z Nicholasem Daviesem. Czy mu się udało, trudno stwierdzić. Fora internetowe pełne są zarzutów o brak obiektywizmu względem sytuacji Irlandczyków i robienie z filmu 50 ocalonych peanu na cześć Irlandczyka, który okazał się zdrajcą. W końcu w mniemaniu swych pobratymców zdradził naród, zdradził ideę, zdradził kolegów. Co więcej, zbezcześcił flagę, na którą złożył ślubowanie. Jim Sturgess jako zdrajca prosto z Zielonej Wyspy prezentuje się dość oryginalnie. Londyński akcent został całkiem zgrabnie przykryty naleciałościami Belfastu, ale wciąż jest słyszalny. O wiele ciekawszym wątkiem wydaje się przyjaźń, jaka zawiązuje się między Fergusem a Martym, niż problemy Marty'ego z podwójną moralnością. Marty jest przekonany, a Fergus go w tym utwierdza, że robi dobrze, ratuje ludzi swoimi działaniami, co z tego, że ci ludzie znajdują się z drugiej strony barykady, ale to też ludzie. I najwidoczniej Marty zdaje sobie też sprawę, albo chce tak wierzyć, że pomaga też tym, którzy są z jego strony. Że bojownicy IRA, którzy w większości powinni nie żyć, bądź siedzieć, dzięki niemu wciąż są na wolności. To, że dzięki temu, wciąż organizują zamachy bombowe i mordują, najwyraźniej mu umyka. W ten sposób tworzy się błędne koło.
Historia Marty'ego nie ma happy endu. Zmuszony opuścić rodzinę, rusza do Szkocji, a potem do Kanady. Jego jedynym przyjacielem pozostaje Fergus. Fergus, który zastępuje mu ojca, którego Marty nigdy nie miał. Marty, który zastępuje mu syna, którego Fergus dawno nie widział. Dwóch mężczyzn w najcięższym momencie życia. Obaj dla sprawy poświęcili rodziny. Tylko przyjaźń trzyma ich ze sobą. Przyjaźń, czy poczucie winy? Trudno ocenić.
P.S. W następnym filmie zmierzymy się z ... Niepokonanymi ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz