Gdyby powiedzieć, że film 21 jest filmem o pełnym uroku, luksusu i adrenaliny życiu w Las Vegas, nie byłoby to kłamstwem. Gdyby powiedzieć, że jest to film o amerykańskich studentów, którym na drodze do spełnienia marzeń nie rzadko stoi biurokracja i brak finansów, też nie byłoby to kłamstwem. Gdyby powiedzieć, że film mówi o zmaganiu się z dorastaniem, miłością, przyjaźnią, odpowiedzialnością i umiejętnością ponoszenia konsekwencji za swoje działania, również nie byłoby to kłamstwem. Nie byłoby, ponieważ scenariusz napisany przez Petera Steinfelda i Allana Loeba, okazuje się materiałem nadzwyczaj pojemnym. Ten zaś materiał, reżyser Robert Luketic wypełnił aktorami, sceneriami z Bostonu i Las Vegas, i w tej formie zaserwował widzom w 2008 roku.
Oto główny bohater, Ben Campbell (w tej roli Jim Sturgess) już wkrótce ukończy studia na MIT. Chłopak marzy o medycynie na Harvardzie, jednak przeszkodą na drodze do spełnienia tego marzenia są pieniądze. A raczej ich brak. Jego nadzieją jest prestiżowe stypendium Robinsona, jednak przewodniczący komisji rozwiewa jego nadzieje: musiałby co najmniej nie mieć nogi, aby wyróżniać się spośród setek kandydatów. Co robi Ben? Właściwie to, poza myśleniem nad nowym źródłem dochodów, nic specjalnego. Z dwójką sprawdzonych przyjaciół dzieli czas na studia, pracę, przygotowanie pracy konkursowej i marzenia o jakiejś pięknej studentce, która któregoś dnia odda mu swe serce. Nieoczekiwanie na jednym z wykładów, swą wiedzą i inteligencją zwraca uwagę profesora Rosy (Kevin Spacey), który proponuje mu wstąpienie do niezwykłej drużyny. Wraz z czwórką innych studentów, Ben ma grać w black jacka w największych kasynach Las Vegas, a metoda liczenia kart oraz ściśle opracowanych skrótów, znaków i skojarzeń ma przynosić całej grupie niebotyczne wręcz wygrane. Początkowy opór Bena słabnie, głównie z powodu pięknej Jill (Kate Bosworth), która również jest w grupie profesora Rosy. Jest jeszcze drugi powód: konieczność zebrania pieniędzy na czesne na Harvardzie, ale z każdą kolejną minutą widz już wie, że coraz mniejsze ma to znaczenie.
Na co dzień udają, że się nie znają, w weekendy spędzają czas w najlepszych apartamentach, wożeni najdroższymi limuzynami, pijący najdroższe drinki, wieczorami zaś grają w black jacka, wykorzystując talent i inteligencję Bena i drugiego gracza, Fishera (w tej roli Jacob Pitts). O dziwo, reszta nie gra, albo gra na tyle zachowawczo, by nie wzbudzać podejrzeń. Oni zajmują się jedynie obserwacją stołów, dając znaki graczom, gdzie warto podejść. Jak tłumaczy profesor Rosa: Dziewczynom nie ufam, a Choi to jest Choi. Ciekawe, że dziewczęta, mimo iż w drużynie, ukazane są w tym filmie jako słabsze intelektualnie, zdolne jedynie obserwować stół karciany, totalnie zaś gubiące się w poważnej matematyce black jacka.
Bohater Sturgessa przejdzie tu drogę do luksusowego piekła i z powrotem, wystawiając po drodze na szwank przyjaźń, związek i studia. Opamiętanie przyjdzie zapewne wraz z pierwszym ciosem gruchoczącym żebra. Film nie porywa, ale nie jest też totalnym dnem. Ben to klasyka niewinności, chodzący zbiór zasad moralnych, który w zetknięciu z prawdziwym życiem zmieni się w czarny charakter, zdolny nawet ułożyć całkiem ciekawą, choć przewidywalną intrygę. Ostatecznie jednak, jak przystało na amerykański film, dobro zwycięży, zło zostanie pokonane, nawet jeśli tytułowe 'oczko' nie zostanie trafione.
P.S. W następnym filmie odkrywać będziemy, jak różnić się może na przestrzeni lat ... Jeden dzień ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz