Jeśli Odwróceni zakochani to dziwny film, wówczas Heartless należałoby nazwać filmem trudnym, takim, którego na pewno nie powinno oglądać się zmęczonym, niewyspanym, po całym dniu w pracy czy na zajęciach. Ten film bowiem wymaga pełnego skupienia, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku nie zostanie oceniony entuzjastycznie.
Phillip Ridley, autor scenariusza i jednocześnie reżyser, prowadzi głównego bohatera, Jamiego Morgana (w tej roli JIm Sturgess), a wraz z nim nas przez miasto, w którym nie chcielibyśmy mieszkać, nawet gdyby nam płacili niebotyczne sumy. To miasto bezprawia, chaosu, gdzie młodociani przestępcy każdego dnia zabijają niewinnych ludzi. To, co wyróżnia Jamiego pośród innych mieszkańców, jest jednocześnie jego największym przekleństwem. Znamię w kształcie serca zdobi bądź szpeci, w zależności od punktu widzenia, lewą część jego twarzy. I choć matka oraz brat z rodziną robią wszystko, by nie dać Jamiemu odczuć jego inności, on sam czuje się poza nawiasem społeczeństwa, a noszony przez niego wciąż zarzucony na głowę i skrywający twarz kaptur tylko potęguje poczucie wyobcowania.
Tragiczna śmierć matki Jamiego zmusi go do spojrzenia wgłąb chaosu, w jakim pogrążone jest jego miasto. Zmusi to chłopaka do uwierzenia, że za całym zepsuciem świata mogą kryć się siły nadprzyrodzone, a kiedy te siły nadprzyrodzone ofiarują mu normalne, tak jak sobie wymarzył, bez serca na twarzy, życie, u boku ukochanej kobiety, Jamie będzie musiał zapłacić za to ogromną cenę. Konieczne będzie też zmierzenie się nie tylko z rzeczywistymi demonami stojącymi przed nim, ale również przed tymi, które kryją się w jego głowie.
Możliwość interpretacji tak całego filmu, jak i samego zakończenia jest tu tak wiele, że nie pozostaje nic innego jak obejrzeć ten film raz jeszcze. Niekoniecznie przez wzgląd na jego wyjątkowe walory artystyczny. Oprócz Jima Sturgessa zobaczyć tu można Clemence Poesy, Noela Clarke'a, czy Jospeha Mawle'a, ale chyba tylko Sturgessa można by wyróżnić, a także zapamiętać. Dlaczego więc warto by zobaczyć ten film raz jeszcze? Ot, choćby po to, by sprawdzić, czy pierwsze interpretacje pozostaną takie same. Istnieje bowiem spora szansa, że każde kolejne obejrzenie wywoła inne poruszenie.